poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Monsta X, Kihyun - Piękna i Bestia, czyli jak przedstawienie dla dzieci zażegnało podstawówkową nienawiść




            - Że niby co?! O nienienie! Nie ma mowy! Nie zrobię tego! - krzyknęłam, gwałtownie wstając z ławki.
             Wychowawczyni, stojąca przy tablicy z zapisanymi na niej nazwiskami, przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
             - Han Yoora. - zwróciła się do mnie zmęczonym głosem. - Proszę, uspokój się i usiądź. Decyzja już zapadła. Ty i Yoo Kihyun zagracie główne role. Koniec kropka.
            Ledwo zdążyła to powiedzieć, a już chłopak siedzący w drugiej ławce przy ścianie też zerwał się z krzesła, złożył ręce jak do modlitwy i wbił swój wzrok w młodą nauczycielkę.
             - Błagam! Tylko nie z nią! - wskazał mnie palcem. – Każdy, tylko nie ONA! Nie może to być... No nie wiem, choćby Semi? Yewoon? Jisong? Chociażby Jooheon?! Ktokolwiek? - zawył błagalnym głosem.
             - Ej! - oburzył się chłopak wymieniony przez Yoo.
             - Prooooszę! Za żadne skarby z nim nie będę grać! Błaaagam! - także wbiłam swój wzrok w kobietę w beżowym żakiecie i spódnicy pod kolor i zrobiłam minę zbitego psa.
             Wychowawczyni tylko skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na nas zdegustowana, unosząc do góry jedną brew.
             Dzisiaj na lekcji wychowawczej zdecydowaliśmy, kto będzie grał w przedstawieniu. Jako że nasze liceum jest szkołą teatralną, dyrekcja postanowiła zorganizować imprezę dla dzieci z pobliskiej podstawówki z okazji powoli  zbliżających się wakacji. Mieliśmy odegrać sztukę "Piękna i Bestia", czyli bajkę mojego dzieciństwa.
             - To może chociaż zamiast Belli zagram... No na przykład drzewo? Tak, drzewo będzie wspaniałą rolą. Dobrze? - dalej próbowałam uratować moją godność.
 Nauczycielka dalej tylko patrzyła. W klasie panowała cisza, chociaż wiedziałam, że kilka osób ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
             - Cóż to by było za szkaradne drzewo... - Kihyun nie mógł się powstrzymać od złośliwego komentarza.
             Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale nie zniżyłam się do jego poziomu, nie odpowiedziałam mu. Chłopak oparł się o ławkę i bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Wróciłam do przekonywania Pani Kim.
             - To może zamiast minie, to jemu Pani zmieni rolę? - wskazałam Kihyuna. – Byłby idealnym myśliwym Gastonem. Pusty, arogancki prostak. No i w dodatku na końcu ginie. - uśmiechnęłam się promiennie na samą myśl o znienawidzonym chłopaku spadającym w przepaść i roztrzaskującym się o ostre skały.
             Yoo tylko prychnął i skrzyżował ręce. Dalej żadne z naszej dwójki nie usiadło, chociaż dostaliśmy to polecenie dobre pięć minut temu.
 Nasza wychowawczyni dalej tylko na nas patrzyła i cierpliwie czekała, aż się uciszymy. Niestety, żadne z nas nie miało zamiaru odpuszczać.
             - Yoora w roli księżniczki się nie sprawdzi. - oznajmił poważnie Kihyun. – Bella była piękna. A ta tutaj nawet po tysiącach operacji plastycznych i z toną makijażu na twarzy nawet pod ładną nie podejdzie.
             Prychnęłam zirytowana i odwróciłam się w jego stronę, kładąc dłonie na biodrach.
             - Ty za to w ogóle nie musisz się przygotowywać do roli bestii. Jesteś tak odrażający, że do stania się potworem tylko włosów na całym ciele ci brakuje, ty tępy łysolu. - syknęłam.
             Chłopak momentalnie przybrał wściekły wyraz twarzy i omijając dzielącą nas ławkę podszedł do mnie. Zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, złapał mnie za mój luźny czarny T-shirt i lekko uniósł do góry. Nie wystraszyłam się, nie cofnęłam. Nie byłam jak większość dziewczyn, nie bałam się konfrontacji z większym i silniejszym od siebie chłopakiem.
             - Ty mały, wredny chomiku...
             - YAH! - krzyknęłam wściekła – Jak ty śmiesz się tak do mnie odzywać?! Jestem od ciebie starsza, dzieciaku!
             Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, toczyliśmy niemą wojnę. Widziałam, jak Kihyun drży ze złości, wiedziałam, że rozzłościłam go nie na żarty i ma ochotę mi teraz  zrobić krzywdę. Nie ruszyło mnie to. Mówiłam już, nie boję się konfrontacji z chłopakiem. Poza tym, ja już raz z nim się biłam.
             - Co? Chcesz mi przyłożyć? - syknęłam wyzywająco. – Śmiało, nie krępuj się. Przecież nawet nie uważasz mnie za dziewczynę, nic się nie stanie jak mnie uderzysz. Czemu nic nie robisz? Ojej... Boisz się, że skończy się to tak, jak ostatnio...? - uśmiechnęłam się szyderczo.
             Oczy Kihyuna zwęziły się i błyskawicznie uniósł wolną rękę, by minie uderzyć.
             - DOŚĆ! - krzyknęła nagle nauczycielka.
             Zamarliśmy w bezruchy, on z uniesioną pięścią, ja z wyzywającym spojrzeniem i szyderczym uśmiechem na ustach.
             - Nic nie zmieniamy, role zostają takie, jakie są i jeśli komuś to nie pasuje, to ma zagwarantowane niezaliczenie drugiego semestru z języka koreańskiego i zobaczy się jeszcze raz z nauczycielem wiedzy o kulturze. Słyszałam, że już macie go dość. Cóż, jeśli chcecie, to możecie powtarzać trzecią klasę, mi to nie przeszkadza. - spojrzała po twarzach uczniów i kontynuowała. – A teraz proszę pana Yoo o odstawienie panny Han i o powrót do swojej ławki.
             Wściekły Kihyun puścił mnie, ale nie ruszył się z miejsca.
             - WYKONAĆ! - wydarła się Pani Kim i chłopak od razu wrócił na swoje miejsce. Ja także usiadłam na krzesło i mamrocząc pod nosem, wbiłam ponury wzrok w mój czarny piórnik.
             Wychowawczyni wzięła kilka głębokich oddechów i podjęła kolejny temat, mówiąc tak, jakby ta cała sytuacja nigdy nie miała miejsca.
             - No, a teraz zajmiemy się sprawą usprawiedliwień...

~~*~~

             Siedziałam na ławce w sali gimnastycznej i studiowałam tekst scenariusza. Byłam zawiedziona, ponieważ nikt tutaj nie zginął, a historia straciła wiele ciekawych wątków. "Przecież to dla dzieci, nie może tutaj nikt zginąć, nie ważne jak wielką jest szują" – tak nam to wytłumaczyły nauczycielki zajmujące się przedstawieniem. Mimo to, cieszyłam się z danej mi roli. Bella była moją ulubioną Disney'ową księżniczką, od zawsze darzyłam ją sympatią. Martwiła mnie tylko jedna rzecz... A mianowicie nasza wspaniała Bestia... A raczej "aktor", który miał ją grać.
             Pamiętam jak zaczęła moja odwzajemniona nienawiść do Kihyuna, jakby to było wczoraj...
             To się zaczęło w drugiej klasie podstawówki. Tego dnia byliśmy z klasą na placu zabaw. Wtedy pierwszy raz z nim rozmawiałam. Siedział sam w piaskownicy i budował zamki z piasku. Widywałam go kilka razy w szkole, ale nigdy nie zagadywałam. Jednak tego dnia odważyłam się. Podeszłam do niego, przywitałam się i zaczęliśmy się razem bawić. Razem budowaliśmy zamek. W pewnym momencie przez przypadek rzuciłam w niego piaskiem, dostał w oko. Niezadowolony mały Kihyun zaczął strzepywać z siebie piasek, a mała ja zaczęłam się z niego śmiać, bo to zabawnie wyglądało. On się zdenerwował i w odwecie rzucił we mnie garścią piasku, celowo. Wtedy ja się zdenerwowałam i zaczęliśmy w siebie nawzajem ciskać piachem. Potem przerodziło się to w walkę na pięści. Najpierw on pociągnął mnie za włosy, ja go wtedy kopnęłam, od mnie uderzył, ja go ugryzłam i tak to się potoczyło. Potem obydwoje zostaliśmy rozdzieleni i zabrani do domów przez wezwanych przez nauczycielki rodziców.
             Tego dnia zdobyłam:
             - moją pierwszą naganę;
             - siniaki i otarcia na prawie całych nogach (które podczas walki miałam odsłonięte, bo miałam na sobie sukienkę, w którą rano rodzice wcisnęli mnie na siłę) i na rękach, ślad po ugryzieniu na stopie, spuchnięty policzek i kilka wyrwanych włosów;
             - znienawidzoną sukienkę nadającą się tylko do wyrzucenia (Yes!);
              - nowego największego wroga.
             Potem za każdym razem, jak się widywaliśmy, posyłaliśmy sobie mordercze spojrzenia i nieme groźby. Szczerze mówiąc, to obydwoje mieliśmy się czego bać. Ja nie wyszłam z tamtej walki cało, ale on też nie mógł powiedzieć, że nie odniósł żadnych obrażeń. Można powiedzieć, że wtedy byliśmy sobie równi. Przez całą podstawówkę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
             A potem przyszło gimnazjum i trafiliśmy do tej samej klasy. I tam zaczęły się kłótnie, sprzeczki, głupie kawały i wyzywanie. Niestety, to trwa do teraz, bo na nasze nieszczęście, jesteśmy w tej samej klasie także w liceum. Ale i tak nasze relacje były najlepsze tuż po naszej bitwie.
             Ech... To były wspaniałe, szczenięce lata...
             - Yoora! Zaczynamy próbę! - z moich wspomnień wyrwał mnie głos mojego najlepszego przyjaciela, Changkyuna.
             Lim Changkyun jest starszy ode mnie o trzy miesiące, wyższy o trzynaście centymetrów i mądrzejszy o ocenę wyżej ze wszystkich przedmiotów, oprócz w-f (skubany, zawsze ma średnią powyżej 5, a ja ledwo 3...). Zawsze mnie pilnuje, narzeka, że się nie uczę i gotuje za mnie obiady, bo ja nawet wodę na herbatę przypalam. Od zawsze był ze mną w klasie, nawet w przedszkolu byliśmy w jednej grupie. Jesteśmy prawie nierozłączni. Paradoksalnie, to także przyjaciel Kihyuna. Może nie jest z nim tak blisko, jak ze mną, no ale jednak...
             Changkyun także gra w tym przedstawieniu. Dostał rolę drugiej najfajniejszej postaci z bajki – Płomyka. Nr 1 to oczywiście Pani Imbryk.
             Wszyscy z kartkami w rękach ustawiliśmy się w wyznaczonych miejscach, niestety, moje było obok Kihyuna. Po chwili uciszania nas, próba się zaczęła. Jako pierwsza mówiła Semi, przewodnicząca naszej klasy, aktualnie narratorka. Zaczęła opowiadać, jak to wszystko się zaczęło, dlaczego książę został zmieniony w bestię i o co chodzi z klątwą. Potem na scenę miałam wejść ja i Jooheon, grający mojego tatę. Potem akcja z myśliwym Gastonem i pora na Bestię.
             Z nienawiścią w oczach przyglądałam się Kihyunowi, który recytował niektóre kwestie z pamięci. Dopiero tydzień temu dostaliśmy role, to była nasza trzecia próba, a on już zdążył się czegoś nauczyć?! Zdeterminowana wgapiłam się w kartkę z tekstem i skupiłam całą swoją uwagę na tym głupim pierwszym monologu, który za wszelką cenę chciałam powiedzieć z pamięci. Czytałam te sześć zdań w kółko, tylko one się teraz liczyły. Ten fragment tekstu całkowicie mnie pochłonął, sprawił, że otoczenie przestało dla mnie istnieć.

~~*~~

             Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Yoorę, gdy nauczycielka wywołała jej imię. Teraz ona miała wejść na scenę. Dziewczyna, zamiast wykonać polecenie, stała pochylona nad kartką i w skupieniu czytała tekst. Changkyun, jako jej najlepszy przyjaciel i ktoś w rodzaju starszego brata, podszedł do niej i zagadał.
             - Yoora?
             Nic. Zero reakcji.
             Chłopak zmarszczył brwi i próbował dalej.
            - Yoora? Halo? - dźgnął palcem jej ramię.
             Dalej nic.
             Zirytowany nadął policzki i zaczął nią potrząsać.
             - Yoooora? Haaaalo? Yoooora?!
             Gdy i to nie dało efektu, Changkyun  puścił dziewczynę, westchnął, zrezygnowany pokręcił głową i powiedział cicho:
             - Noona, naleśniki.
             Dziewczyna błyskawicznie uniosła głowę i zrobiła wielkie oczy.
             - CO?! GDZIE?! MOJE! - krzyknęła rozbudzona i zaczęła rozglądać się w około w poszukiwaniu  przysmaku. Gdy po kilku sekundach stwierdziła rozczarowana, że z pysznego obiadu nici, dotarło do niej, że cała klasa, wraz z trzema nauczycielkami, przygląda się jej wyczekująco. Yoora spojrzała wystraszona na przyjaciela, który znudzony popatrzył w jej oczy, oznajmiając, że zrobiła z siebie idiotkę. Koreanka zarumieniła się i w ramach przeprosin, zawstydzona pokłoniła się nauczycielkom.
             Idąc na środek sceny, czuła na sobie szydzące spojrzenie Kihyuna. Ukradkiem spojrzała na jego twarz. Chłopak  uśmiechnął się złośliwie i z nieskrywanym tryumfem w oczach, bez pomocy żadnych słów, oznajmił jej, że tą bitwę definitywnie przegrała.

~~*~~

             Już od miesiąca chodziliśmy na przygotowania do przedstawienia. Po tamtej nieudanej próbie przegonienia Kihyuna, postanowiłam więcej nie popełnić tego błędu. Co prawda, świerzbiło mnie, by jakoś się na nim odegrać (chociaż to nie on wtedy zaczął, ale czerpał z tego satysfakcję, więc był winny), ale z trudem powstrzymałam się. Musiałam się skupić na sztuce. Miałam dużo tekstu do nauki, a pozostałe mi dwa miesiące to wbrew pozorom bardzo mało czasu.
 Szczególnie, gdy ma się taką wspaniałą pamięć, jak ja.
             Znaczy, ja mam doskonałą pamięć. Pamiętam wiele zdarzeń z przedszkola, na przykład, jak pewien chłopak mnie uszczypnął, a ja go za to ugryzłam (sześć razy), pamiętam jak ja i Kihyun staliśmy się największymi wrogami (opisywałam to już), pamiętam jak jakaś dziewczyna w drugiej klasie gimnazjum mnie obgadywała, za co wylądowała z głową w wiadrze sprzątaczki (nadal nie jestem pewna, jak to zrobiłam), pamiętam też jak jakiś chłopak próbował dotknąć mojego tyłka, za co oberwał pięścią w twarz (przez trzy tygodnie chodził z przydługą grzywką, zasłaniającą mu podbite oko). O tak, jestem pamiętliwa... Ale o zadaniu domowym z matematyki nie pamiętam nigdy. Dziwne, prawda?
             Wracając, przez ten miesiąc, pomimo tego, że coraz częściej się z Kihyunem widywaliśmy, to między nami nie doszło do żadnej poważniejszej kłótni, a i te mało znaczące pojawiały się rzadziej. Nie powiem, że zamierzam przestać się z nim spierać, ale taki układ rzeczy bardzo mi odpowiada, szczególnie, że nie mam zamiaru powtarzać klasy. Pani Kim oświadczyła nam, że oblejemy drugi semestr nie tylko jeśli nie będziemy grać w przedstawieniu, ale też jeśli nie przyłożymy się do niego. Stwierdziła, że w ten sposób zmotywuje nas do cięższej pracy. Cóż... Nie myliła się.
             Właśnie skończyliśmy próbę, wkładałam książki do szafki i zbierałam się do domu, gdy podszedł do mnie  Kihyun. Chłopak jak zwykle ubrany był w bluzę z kapturem, dzisiaj akurat szarą, i jeansy, do tego miał ciemne trampki na nogach. Ciemna grzywka swobodnie opadała na jego błyszczące oczy, dając mu wygląd typowego badboy'a. Był przystojny. Cholernie przystojny. Szkoda, że go nienawidzę.
             Yoo zatrzymał się przede mną i bez słowa wyciągnął do mnie rękę. Popatrzyłam na niego zdziwiona, potem przeniosłam wzrok na wyciągniętą w moją stronę dłoń i znów wróciłam na jego twarz.
             - I co niby mam z tym zrobić? - spytałam, wskazując jego kończynę i gapiłam się na niego, jak na idiotę. - Uścisnąć?
             Gdy chłopak potaknął ruchem głowy, jeszcze bardziej się zdziwiłam.
             - Serio? Mam uścisnąć twoją dłoń? - dopytywałam się z miną identyczną jak mina Jaejoonga w tym słynnym gifie „WTF?”, ciągle trwając w tej samej pozycji.
             Znów kiwnięcie głową, tym razem mniej cierpliwe.
            - Chyba coś cię boli, chłopczyku! - krzyknęłam i odsunęłam się dwa kroki do tyłu, niemalże wchodząc na szafki. Nie miałam już drogi ucieczki.
             - Słuchaj, nie będę się powtarzał, więc mnie słuchaj uważnie! - zirytował się Kihyun. - Nie mam zamiaru powtarzać klasy tylko dlatego, że nie przez jakąś kretynkę nie nauczę się roli i zawalę występ. Dlatego tylko do dnia tego cholernego przedstawienia, ani dnia dłużej, chcę zawrzeć z tobą rozejm.
             W chwili gdy to powiedział, moje brwi powędrowały na sam czubek mojej głowy, a usta mimowolnie otworzyły się, przez co na 100% wyglądałam jak idiotka. Niezrażony moją reakcją, chłopak kontynuował.
             - Zero kłótni, zero kawałów, zero bójek, zero wyzywania. Tylko do dnia występu. - patrzył wyczekująco w moje oczy, dalej wyciągając w moją stronę rękę. - Wiem, że tobie też zależy na skończeniu tej klasy. - dodał, a ja poczułam, że chyba ma rację. CHYBA.
             - Znaczy... Chcesz, żebyśmy unikali siebie nawzajem jak ognia i nie rozmawiali ze sobą przez dwa miesiące...? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
             Yoo westchnął, przymknął oczy i otwartą dłonią uderzył się w czoło. Czy ja powiedziałam coś nie tak?
             - Nie... Chcę, żebyśmy się nie kłócili i tolerowali siebie nawzajem. - powiedział to bardzo powoli, jakbym była jakaś niedorozwinięta umysłowo, czy coś...
             - Czyli mamy ze sobą rozmawiać, jak koledzy?! - spytałam zdezorientowana.
             - Tak. - pokiwał głową Kihyun.
             - Chyba cię...
             - Nie, nic mnie nie boli, dziewczynko.
             - Yah! Jestem starsza!
             - Nie nazwę cię Nooną.
             - To nie ma rozejmu! - krzyknęłam, nadęłam policzki i odwróciłam się do niego tyłem.
             - Yah, niski chomiku! - warknął zirytowany, ale po chwili milczenia się przełamał. - Ech... Dobrze... Noona... Proszę, zawrzyjmy rozejm. - wymamrotał niezadowolony.
             - Przepraszam, nie dosłyszałam. - rzekłam melodyjnie i uśmiechnęłam się pod nosem.
             Chłopak zaklął, ale po chwili milczenia, z wyraźnymi trudnościami, przez zaciśnięte zęby powiedział:
             - Noona, zawrzyjmy rozejm.
             - Nie słyszę~
             - NOONA! Zawrzyjmy rozejm! - wrzasnął zirytowany.
             Obróciłam się na pięcie i szczerząc się promiennie uścisnęłam dłoń Kihyuna, która pewnie musiała go już boleć, bo przez całą naszą rozmowę, miał ją uniesioną.
             - Dobrze, mój dongsaengu! Zgadzam się! - na potwierdzenie moich słów potrząsnęłam jego ręką.
             - A więc postanowione. - chłopak kiwnął głową i spojrzał mi w oczy. - Do dnia wystawienia „Pięknej i Bestii” nie dokuczamy sobie.

~~*~~

             Już od kilku dni nie wypowiedziałam na głos ani jednego złego słowa o Kihyunie, chociaż było ciężko. Changkyun, gdy tylko dowiedział się o naszej umowie, aż zaczął skakać z radości i stwierdził, że to pierwsza dobra decyzja podjęta przeze mnie od bardzo długiego czasu. Chwilę później rozmasowywał guza rosnącego na czubku jego głowy. Właśnie mieliśmy przerwę obiadową, razem z Changkyunem staliśmy na korytarzu pod szafkami i rozmawialiśmy, gdy podszedł do nas Kihyun. Chłopcy na przywitanie poprzybijali sobie piątki.
             - Cześć chom... ekhem, Noona. - zwrócił się do mnie Yoo, siląc się na cień uśmiechu.
             - Cześć, idio... ekhem, Kihyun. - odparłam, również się szczerząc, tylko że ja naprawdę się uśmiechałam.
             - Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda? - powiedział chłopak bez żadnych emocji. Jedyne dopuszczalne tematy do naszej rozmowy to pogoda, szkoła i przedstawienie. Postanowiliśmy nie poruszać innych zagadnień, bo moglibyśmy nie wytrzymać. Wcale nie jest tak łatwo pozbyć się dawnych nawyków wyzywania innych, oj nie łatwo...
             - Hmm? O, tak, tak. Śliczną. - potaknęłam bez większego przekonania.
             Między nami powstała niezręczna cisza. W końcu Changkyun, który kochał ciszę i spokój, ale nie w takiej atmosferze, zaczął rozmawiać z Kihyunem o jakimś filmie, który podobno obydwaj bardzo lubili.
             Szczerze, to mnie to nie interesowało. Przestałam więc ich słuchać i zaczęłam myśleć o sztuce. Martwiłam się o kostiumy. Wprawdzie wiedziałam, że szkoła posiada zapełnioną garderobę, ale nie byłam pewna, czy będą tam pasujące na mnie stroje. Cóż, nie ma co się oszukiwać, jestem niska. Niższa niż większość Azjatek. Ale w zamian,  mam... większe walory niż większość Azjatek. Nie myślcie, że jestem z tego powodu zadowolona. Uwierzcie, chętnie zamieniłabym rozmiar stanika na mniejszy o  miseczkę, na 10 cm wzrostu...
             Tak, moja sylwetka to duży (heh) problem. W sklepach spokojnie znajduję ubrania, bo kupuję je zwykle na dziale męskim (kocham te czarne T-shirty i bluzy z kapturem!), ale z kostiumem scenicznym może być kłopot. Nie wiem, czy będzie mnie stać na suknię szytą na zamówienie.
             - Noona, a wiesz, że niedługo będziemy mieć na zajęciach teatralnych ćwiczenia fizyczne w parach? - dobiegł mnie głos Kihyuna.
             - Mhm, tak, tak. Jasne... - pokiwałam głową. Tak naprawdę nie słyszałam, co mówił, byłam pochłonięta myślami o cenach ubrań szytych na zamówienie u jakiejś znudzonej życiem babci.
             Chłopcy spojrzeli zdziwieni po sobie, ale nie skomentowali tego.
             - A wiesz, że będę musiał być z tobą w parze? - ciągnął Yoo.
             - Tak, jasne...
             - I nie przeszkadza ci to?
             - Jasne, jasne...
             - Nie, ciemne.
             - Co?
             - Wiadro.
             - Awrr! Jesteś okropny! - wydęłam policzki i trzepnęłam śmiejącego się ze mnie  Kihyuna w ramię. Spojrzałam na Changkyuna. Też chichotał.
             - Awrr! Ty też jesteś okropny! - krzyknęłam na niego i także potraktowałam go uderzeniem, tym razem w brzuch.
             - Ale z ciebie waleczny chomik. - skomentował rozbawiony Yoo i uśmiechnął się złośliwie.
             - Yah! Nie jestem chomikiem! I jestem od ciebie starsza! - skarciłam go zirytowana i znów wydęłam policzki.
             - No to jesteś Noona-chomik. - skwitował Kihyun.
             - Nie jestem chomikiem!
             - Ja myślę... - wtrącił się Changkyun. - ...że bardzo go przypominasz. Szczególnie, gdy robisz tak. - zademonstrował, jak podobno wyglądam, gdy się denerwuję. Czyli wydął policzki.
             - Yah! Wcale nie wyglądam jak chomik!
             - Noona-chomik~!
             - No chodź tutaj chomiczku~ O jaki uroczy chomiczek~
             - Yah! Jesteście okropni! Nie gadam z wami! - krzyknęłam zdenerwowana, wydęłam policzki, odwróciłam się i sobie poszłam.

~~*~~

             - Chodź. - polecił mi Kihyun.
             Byliśmy na sali gimnastycznej, tak, jak mi Yoo niedawno mówił, mieliśmy na zajęciach teatralnych ćwiczenia fizyczne. W parach. I tak jak mówił, musiałam być w parze z nim. I nie, nie odpowiadało mi to wcale.
             Naburmuszona podeszłam do chłopaka i stanęłam przed nim, łypiąc na niego spode łba. Chłopak miał na sobie biały podkoszulek i szare dresy, a mimo to wyglądał nieziemsko, skubaniec jeden. Gdyby nie był moim wrogiem, poczułabym się przy nim nieładna. Ale ja uważam się za niezwykle ładną. Pomimo niskiego wzrostu i jak dla mnie zbyt rozwiniętego biustu, byłam uważana za atrakcyjną. Nawet teraz, w za dużym czarnym T-shircie z wielką czaszką z przodu, zwykłych czarnych dresach, bez makijażu i w długich włosach związanych w luźną kitkę wyglądałam dobrze.
             - O co chodzi? - spytałam ponuro.
             - Stań tutaj. - chłopak wskazał miejsce metr przed nim. Nie chciało mi się z nim spierać, więc zrobiłam to, o co poprosił.
             - A teraz odwróć się do mnie tyłem.  - zażądał.
             Spojrzałam na niego jak na idiotę (którym według mnie był) i prosto z mostu oznajmiłam:
             - Chyba coś cię boli, chłopczyku! Nie będę się tyłem do ciebie odwracać, zboczeńcu!
 Kihyun przymknął oczy, wziął głęboki oddech i po chwili, najspokojniej jak potrafił, powiedział:
             - Nie jestem zboczeńcem. Po prostu mamy wykonać ćwiczenie zadane przez nauczyciela.
             - Nauczyciel kazał nam odwrócić się tyłem do partnera? - spytałam sarkastycznie.
             - Ćwiczenie z zaufania, słyszałaś o czymś takim? - zirytował się chłopak. - Jedna osoba staje tyłem i upada, a druga osoba ją łapie.
             - Wiem na czym to polega! - prychnęłam i wydęłam policzki.
             - No to zrób to.
             - Nie ufam ci.
             - Yah?!
             - No co? Taka prawda. - wzruszyłam ramionami. - Nie zrobię tego z tobą.
             - Mamy przecież układ! - zdenerwował się Yoo.
             - Właśnie. Mamy układ. - pokiwałam głową. - Jak miałeś się do mnie zwracać...?
             Chłopak ponownie przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. To chyba jego sposób na opanowanie się. Ciekawa metoda, no ciekawa...
             - Noona... - zaczął spokojnie. - Proszę, zróbmy to ćwiczenie.
             - Dobra... - poddałam się, bo nie chciałam podkładać się nauczycielom, zwłaszcza, że nasza wychowawczyni była obecna na sali i właśnie nam się przyglądała. Oj, ona nie zapomni mnie już do końca życia...
             Okazało się, że ćwiczenie na zaufanie z Kihyunem wcale nie było takie złe.  Ani razu mnie nie upuścił, chociaż wiedziałam, że ma taką ochotę. Mi tylko za pierwszym razem nie udało się go złapać, ale to tylko dlatego, że nie byłam przygotowana na jego ciężar. Nie dość, że on wylądował na ziemi, ta ja razem z nim! I on leżał na mnie! Na szczęście obydwoje szybko się pozbieraliśmy i szybko skończyliśmy ćwiczenie.
             - Co teraz? - spytałam Kihyuna. To on był od spraw organizacyjnych, więc powinien wiedzieć.
             - Um... Nie wiem. -  odparł chłopak i wzruszył ramionami.
             Spojrzałam na niego zdziwiona.
             - Jak to nie wiesz?
             - No nie wiem.
             - Tak po prostu nie wiesz?
             - Tak. Tak po prostu.
             - Hmm... - zamyśliłam się chwilę po czym z tryumfalnym uśmiechem oznajmiłam. - Wiem!
             - Co? - zaciekawił się chłopak.
             - Chcesz się pobawić? - spytałam beztrosko. Chyba chłopak źle to odebrał, bo zauważyłam lekki rumieniec na jego twarzy.
             - Pobawić...? - powtórzył, a gdy ja potaknęłam, uśmiechnął się dziwnie. - Czemu nie... - powiedział i wlepił wzrok w moją klatkę piersiową.
             - Super! No to w ganianego! - podskoczyłam wesoło. -  Ale gramy na takich zasadach, że liczy się tylko dotknięcie gołej skóry.
            Gdy tylko Yoo to usłyszał, przymknął na chwilę oczy i z błogim uśmiechem powtarzał za mną bezsensownie.
            - Gołej skóry...?
             - Tak, jak dotkniesz ubrania, to się nie liczy. - pokiwałam energicznie głową, nie rozumiejąc, czemu Kihyun tak dziwnie reaguje na moje wypowiedzi.
             Złapałam go za ramie, krzyknęłam „Gonisz!” i już biegłam w przeciwną stronę. Chłopak, jako że aktualnie miał kosmate myśli, dopiero po kilku sekundach oprzytomniał i zanim dotarł do niego sens moich słów, nauczyciel zadał kolejne ćwiczenie.

~~*~~

            Tego dnia bezpieczniej było się do mnie nie zbliżać. Miałam okropny humor. Changkyun się rozchorował i przez najbliższe półtora tygodnia nie mógł wychodzić z domu. Ja, niestety, nie mogłam go odwiedzić, bo chociaż sama z siebie się nie rozchoruję, to bardzo szybko się zarażam od innych. Dlatego gdy tylko usłyszę jakieś kichnięcie w klasie, siadam jak najdalej od chorej osoby i w domu łykam wszystkie witaminy na poprawę odporności. Z moim dziwnym zdrowiem nie mogę się pakować prosto do domu przeziębionej osoby. Nawet, jeśli to jest starszy brat.
             Tego dnia stwierdziłam też, że Kihyun chyba nie ma instynktu samozachowawczego. Pomimo otaczającej mnie aury złości i wypisanego ostrzeżenia w oczach, on do mnie podszedł. Ba! Nawet śmiał do mnie zagadać!
             - A co ty taka ponura? - spytał beztrosko.
             Spiorunowałam go spojrzeniem i ledwo się powstrzymałam od wykopania go na drugi koniec korytarza. Opanowałam się jednak i podkulając nogi, ledwo słyszalnie wymamrotałam:
             - Changkyun oppa jest chory.
             Kihyun spojrzał na mnie zdziwiony i przyłożył mi rękę do czoła. Gapiłam się przez chwilę na niego jak na idiotę i spytałam zdegustowana:
             - Co ty robisz?
             - Sprawdzam, czy nie jesteś przypadkiem chora. - odparł śmiertelnie poważnie.
             - Um... Ok...? A czemu...?
             - Bo nazwałaś kogoś „oppa”.
             - Jesteś okropny! - oburzyłam się i trzepnęłam go w ramię.
             Ku mojemu zdziwieniu, chłopak się roześmiał. Szczerze się roześmiał. Jego rozbawione oczy ułożyły się w cieniutką kreskę, a białe zęby błysnęły wesoło.
 „Ma taki uroczy eyesmile... Zaraz! Czemu ja o tym myślę?! Przecież jesteśmy wrogami! WROGAMI! Yoora, od podstawówki go nienawidzisz!” - napomniałam się w duchu.
             - Chodź. - zwrócił się do mnie Kihyun.
             - Hę? - spytałam niezbyt inteligentnie.
             - No chodź. - chłopak wyciągnął do mnie ręce. - Wstawaj. - zarządził.
             Posłusznie chwyciłam jego dłonie i pozwoliłam się podnieść do góry. Yoo przyjrzał mi się i po chwili milczenia oznajmił z miną znawcy:
             - Noona, ależ z ciebie niski chomik. Ile ty masz wzrostu? 135? - spytał rozbawiony.
             - Wcale nie! - krzyknęłam oburzona i wydęłam policzki. - Mam 147 cm!
            - A to przepraszam. Ale dalej jesteś niskim chomikiem, Noona. - znów się zaśmiał.
             -  Yah! Nie jestem chomikiem! I nie jestem taka niska!
             - Jesteś, jesteś. Już to przerabialiśmy. - skwitował, po czym oberwał w ramię.

~~*~~

             - Nie ma mowy! I tak się nie zgadzam! - fuknęłam zdenerwowana, chowając swoje rzeczy z treningu do szafki. Kihyun tylko prychnął i znów wlepił we mnie znużone spojrzenie.
              Do wystawienia sztuki zostały trzy tygodnie. Był piątek, dzisiaj mieliśmy zajęcia do późnego wieczora. Jako że Changkyun dalej był chory, a ja do domu wracałam tylko z nim lub sama, Yoo stwierdził, że to on mnie odprowadzi. Kiedy mocno temu zaprotestowałam, uświadomił mnie, że nie mam tu nic do powiedzenia, bo on nie robi tego z troski o mnie. Po prostu jeśli coś mi się stanie, to nie będą mieli głównej aktorki, przedstawienie będzie niewypałem i wszyscy będą musieli powtarzać klasę. Jak miło, że nie myśli tylko o sobie....
              - Słuchaj, naprawdę nie chcę, żeby coś ci się stało. - chłopak pozostawał nieugięty.
              Stał oparty plecami o metalowe szafki ze skrzyżowanymi na torsie rękami i wiercił mnie wzrokiem. Nie wiem, czemu, ale pod wpływem jego zdeterminowanego spojrzenia moje samozaparcie malało, powoli się poddawałam. W końcu westchnęłam zrezygnowana, wydęłam policzki i spuściłam wzrok.
              - No dobra... Niech ci będzie... - wymamrotałam niezadowolona. - Ale to tylko ten jeden raz pozwalam ci mnie odprowadzić gdziekolwiek! - dodałam głośniej i odwróciłam się do niego, zamykając obklejone naklejkami czaszek i logo metalowych grup drzwiczki szafki.
            Chłopak tylko kiwnął głową i poczekał, aż dopnę swoją bluzę i będę gotowa do drogi. Sprawdziłam tylko jeszcze czy mam telefon i ruszyłam naburmuszona przed siebie, nie czekając na Kihyuna. Yoo szybko wyrównał ze mną krok i teraz szliśmy obok siebie. Wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.  Na samą myśl o pustym domu zrobiłam się zmęczona, tak bardzo chciałabym wziąć gorącą kąpiel, słuchając jednocześnie mojego ulubionego zespołu, puszczonego na fulla z głośników mojego radyjka. Czy moi rodzice ni mieliby nic przeciwko temu? Cóż, oczywiście, że mieliby, gdyby tylko ze mną mieszkali. Wyprowadziłam się od nich, gdy tylko skończyłam osiemnaście lat. Ale to nie tak, że od nich uciekłam, czy coś. Po prostu oni chcieli, żebym spróbowała samodzielnego życia, a ja chciałam przeżyć jakąś przygodę. Cóż, do końca samodzielna to ja nie jestem, to oni płacą moje rachunki, ale wyżywienie to już sama sobie zapewniam - chodzę na obiady do Changkyuna.
              Całą drogę milczeliśmy, ale to nie była nieprzyjemna cisza. Chyba po prostu żadne z nas nie czuło potrzeby odezwania się. Po niedługim czasie dotarliśmy do niewielkiego bloku.
              - No... To ten... Dzięki, że mnie odprowadziłeś... Czy coś... - wydukałam nieśmiało, sięgając do kieszeni po klucze.
              - Nie ma sprawy... Noona-chomiku. - mruknął w odpowiedzi. - Ten no... Dobranoc.
              - Dzięki... - lekko skłoniłam głowę na znak, że nie chcę go już dzisiaj widzieć i włożyłam rękę do drugiej kieszeni czarnej bluzy, nie znalawszy kluczy w pierwszej.
              - To do jutra. - rzucił na odchodne i zaczął się powoli oddalać.
              - Ta, do jutra. - odparłam beznamiętnie, nerwowo sprawdzając kieszenie spodni. Z niepokojem uświadomiłam sobie, że przeszukałam je wszystkie i dalej nie znalazłam pożądanego przedmiotu.
              - Kihyun! Czekaj! - krzyknęłam spanikowana, dotykając wszystkich możliwych miejsc, gdzie mogłam schować te przeklęte klucze.
              - O co chodzi? - mruknął chłopak, który po chwili znalazł się przy mnie.
              - Zgubiłam klucze! - wypaliłam i spojrzałam na niego z miną zbitego psa.
              - Że co?!
              - Chyba zostawiłam je w szafce... - wychlipałam i pociągnęłam nosem. Nie, nie płakałam. To katar.
              Kihyun przymknął oczy, wstrzymał oddech i palnął się otwartą dłonią w czoło. Bardzo powoli wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby i po dziesięciu sekundach otworzył oczy, a minę miał taką, jakby chciał mnie zabić.
              - Że... co? - spytał powoli, z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie.
              - To nie moja wina! Gdybyś mnie nie zagadał, nie zostawiłabym ich! - fuknęłam na niego i ze zdenerwowania wydęłam policzki.
              Chłopak westchnął, pokręcił głową i spojrzał na mnie z politowaniem.
              - Chodź, odprowadzę cię do Changkyuna. Przenocuje cię.
              - On jest chory. - burknęłam, krzyżując ręce na biuście.
              - To odprowadzę cię do jakiejś koleżanki, na pewno jakieś masz.
              Między nami powstała chwila ciszy, a ja poczułam, że się rumienię. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
              - Ty... nie masz... koleżanek...? - spytał niedowierzająco.
              Powoli pokręciłam głową, a on zrobił duże oczy.
              - Serio?!
              Przytaknęłam.
              - Co z ciebie za chomik, który nie ma znajomych?! - krzyknął i złapał się dwiema rękami za głowę.
              - To nie moja wina... - wymamrotałam speszona. - One wszystkie są jakieś takie...  inne. Puste, różowe i głupie... I zawsze patrzą z nienawiścią na moje... krągłości... - wydukałam, czerwieniąc się.
              Kihyun przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony, rzucił okiem na mój biust, znów wrócił na twarz i spłonął rumieńcem.
              - Yah! Nie gap się tam! - krzyknęłam zestresowana, zakrywając moje piersi rękami.
              Chłopak się zmieszał, przeprosił skinieniem i znów powstała niezręczna cisza.
              - Kasy na hotel nie masz, co nie? - spytał z nadzieją w głosie, ale szybko rozwiałam jego wątpliwości. - No to chyba nie ma innego wyjścia... - odezwał się po dłuższej chwili, drapiąc się po karku. - Chyba będziesz musiała przenocować u mnie...
              Uniosłam szybko głowę i spojrzałam na niego jak na idiotę.
              - Chyba coś cię boli!
              - Nie mnie, tylko ciebie, bo wiesz, że nie masz innej opcji.
              - Nie!
              - Chcesz spać na ulicy?
              - Nie...
              - No to musisz spać u mnie.
              - Nie ma mowy!
              - Yah!
              - Nie!
              - Dobra, idę.
              - Co?
              - Cześć.
              - Nie, czekaj!
              - Idziesz ze mną?
              Spojrzałam na niego niepewnie i nieśmiało pokiwałam głową.
              - Idę... - szepnęłam, spuszczając wzrok.

~~*~~

              - D-dziękuję... - wydukałam, biorąc od Kihyuna dużą szarą koszulkę i ręcznik.
              - Nie ma za co. - mruknął w odpowiedzi. - Tam jest łazienka, jak chcesz, to weź prysznic.
              Chłopak wskazał odpowiednie drzwi. Skinęłam głową w ramach podziękowań i podreptałam do wyżej wspomnianego pomieszczenia. Wślizgnęłam się do środka i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie, upuściłam przedmioty od Yoo i powoli osunęłam się na ziemię. Złapałam się za policzki, czując, jak mnie pieką.
              „To się nie dzieje... To nie może być prawda... Jak do tego doszło...?” myślałam, siedząc na zimnych kafelkach. Wzięłam głęboki oddech, podniosłam się z ziemi, zbierając przy okazji ręcznik i T-shirt i podeszłam do kabiny prysznicowej. Zarzuciłam ręcznik na szklaną ściankę i zaczęłam się rozbierać. Ubrania zostawiłam na pralce, ale zanim weszłam pod prysznic, przeprałam szybko bieliznę, bo przecież w brudnej jutro chodzić nie będę. Zostawiłam ją do wysuszenia na umywalce i weszłam do kabiny.
              Ciepła woda spływająca po moim ciele koiła nerwy i sprawiała, że zapominałam o dzisiejszym dniu. Rozmyślałam o Kihyunie. Nie wiem, kiedy, ale jego towarzystwo przestało mi przeszkadzać. Ha! Nawet je polubiłam... Co prawda, dalej mnie denerwował, ale nie było to takie... uciążliwe, jak wcześniej. Zaczęłam się też zastanawiać, jak w ogóle doszło do tego, że talk bardzo się nienawidziliśmy. Czy to naprawdę przez garstkę piasku? Naprawdę tak nieistotna rzecz nas podzieliła?
              Zakręciłam kurek i wytarłam się ręcznikiem. Wyszłam spod prysznica i ubrałam koszulkę od Kihyuna. Tak jak się spodziewałam, była za duża. I dobrze. Dotknęłam majtek suszących się na umywalce. Dalej były wilgotne.
              „Kurczę no, przecież nie będę chodzić w mokrych gaciach, a bez nich też paradować nie będę...”
              Spojrzałam w lustro. Tuż koło jego ramy zauważyłam kontakt. Uśmiechnęłam się do siebie. Wpadłam na pewien pomysł. Powoli otworzyłam drzwi łazienki i wychyliłam z nich głowę.
              - Kihyun~ - zawołałam słodziutkim głosem.
              - Czego? - usłyszałam w odpowiedzi zmęczone stęknięcie chłopaka.
              - Masz suszarkę do włosów? - spytałam, robiąc maślane oczka, gdy Yoo znalazł się przy mnie.
              - Po co ci? Suchą głowę będziesz suszyć? - prychnął sarkastycznie i zdmuchnął grzywkę, która opadła mu na oczy.
              - Pogięło cię? - spojrzałam na niego jak... tak, jak na idiotę. - Majtki chcę wysuszyć. - odparłam, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
             Chłopak patrzył na mnie przez chwilę spod przymrużonych oczu, nie poruszając się, nawet  nie mrugając, po prostu stał tam jak posąg.
              - Co? - spytał w końcu niezbyt inteligentnie. Biedaczek, widać był już bardzo zmęczony. Albo nie wyrabiał już ze mną psychicznie. A może obydwa naraz...?
              - Dasz mi tą suszarkę czy nie? - warknęłam podirytowana. Czułam się bardzo niekomfortowo, stojąc przed mężczyzną w samej koszulce.
              - Zaaaraz... - ziewnął i poszedł po urządzenie. Po chwili znów stał przede mną i wręczył mi mój skarb.
              - Dzięki! - uśmiechnęłam się słodziutko, posłałam mu całusa i zniknęłam za drzwiami. Chłopak tylko mrugnął parę razy i poszedł przygotowywać dla mnie kanapę.
              Szybko podłączyłam urządzenie do prądu i zaczęłam suszyć bieliznę. Gdy ta była już całkowicie sucha, ubrałam ją i spokojnie mogłam opuścić łazienkę.  Poszłam do salonu. Zastałam w nim Kihyuna rozkładającego poduszki na rozłożonej kanapie. Przed kanapą stał włączony telewizor, a w nim aktualnie leciały reklamy. Podeszłam do chłopaka i oddałam mu suszarkę. Yoo polecił mi zostawić ubrania na podłodze przy telewizorze i tak też zrobiłam. Potem rozsiadłam się na przygotowanym dla mnie posłaniu, a Kihyun zajął łazienkę. Po trzech minutach wyszedł z niej, ubrany w kraciaste spodnie dresowe i czarną podkoszulkę, która podkreślała jego umięśnioną sylwetkę.
              - Chcesz coś do picia? - spytał, stając w przejściu.
              - Um.. Herbatę poproszę.
              Chłopak poszedł do kuchni przygotować napoje, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ot, zwykły salon z kanapą, stolikiem kawowym, telewizorem i kilkoma zdjęciami na ścianie. Zaciekawiona podeszłam do nich. Na pierwszym zdjęciu zobaczyłam małego Kihyuna bawiącego się w piaskownicy. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc na nowo tą uroczą buźkę. Na kolejnych kilku zdjęciach był znów właściciel mieszkania, stopniowo dorastający, każdemu z nich dokładnie się przyjrzałam. To dziwne, patrzeć na jego młodsze wersje z innej perspektywy. W czasach, gdy one były robione, pałałam do niego nienawiścią, teraz po prostu traktowałam jak kumpla. Na ostatnim zdjęciu ujrzałam trójkę ludzi. Domyśliłam się, że to musi być Kihyun z rodzicami. Ostrożnie wyciągnęłam rękę i dotknęłam twarzy chłopaka. Wyglądał tu na takiego szczęśliwego, a mimo to poczułam dziwną nostalgię.
             - Trochę się zmieniłem, prawda? - usłyszałam nagle głos za moimi plecami.
              Podskoczyłam wystraszona i szybko się odwróciłam, a moim oczom ukazał się Kihyun z dwoma kubkami w rękach.
              - T-tak... - wydukałam niepewnie, po czym szybko zmieniłam temat. - Dlaczego nie zobaczyłam jeszcze twoich rodziców? Nie ma ich w domu? A może mieszkasz sam?
              - Pojechali sobie na miesiąc na wyspę Jeju. Zrobili sobie taki prezent na rocznicę ślubu. - Chłopak uśmiechnął się lekko i spuścił wzrok. Chyba nie bardzo miał ochotę rozmawiać o swojej rodzinie, więc tylko pokiwałam głową na znak, że rozumiem i przyjęłam od niego kubek, po czym razem udaliśmy się na kanapę. Usiedliśmy koło siebie i w ciszy oglądaliśmy reklamy w telewizorze, co jakiś czas popijając herbatę. Gdy skończyliśmy, Yoo wziął naczynia i poszedł pozmywać, ja w tym czasie wyłożyłam się na posłaniu i czekałam na jego powrót.
              Nagle w pokoju zrobiło się ciemno, pomieszczenie oświetlało tylko słabe światło bijące od telewizora. Chwilę później obok mnie pojawił się Kihyun (to on zgasił światło w salonie) i także położył się na kanapie. W tym momencie z telewizora rozległ się charakterystyczny dźwięk oznajmiający koniec reklam. Zaskoczeni spojrzeliśmy z Kihyunem po sobie, po czym z wyczekiwaniem wpatrywaliśmy się w ekran. Ukazała się nam czołówka Disney'a i po wstępnej melodii wiedziałam już, jakim filmem uraczy nas dzisiaj koreańska telewizja.
              - Piękna i Bestia! - krzyknęłam uradowana. Mówiłam już, że kocham tą bajkę.
  Yoo prychnął, ziewnął i usiadł.
             - To ja idę spać... - mruknął, ale zanim zdążył wstać, złapałam go za nadgarstek.
              - Ej! Ale ja chcę oglądać!
              - No to oglądaj. Ja idę spać.
              - Ale sama oglądać nie będę! Będziesz oglądać ze mną!
              - Nie.
              - Tak.
              - Nie.
              - Tak!
              - Nie!
              - Prooooszę. - zrobiłam słodkie oczka i wierciłam chłopaka spojrzeniem. Nie wytrzymał i z głośnym westchnięciem wrócił do pozycji leżącej.
              Oglądałam pełna ekscytacji, często się śmiałam i czasem podśpiewywałam piosenki z bajki. Kihyun wcale się nie odzywał, leżał tylko i bez emocji słuchał moich śmiechów. Ponieważ kanapa była niewielka, zmuszeni byliśmy do leżenia blisko siebie.  W pewnym momencie poczułam ciężar na moim brzuchu. Zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę i moim oczom ukazała cię głowa Kihyuna.
              - Um... Kihyun? - spytałam niepewnie. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem. Nie zareagował. Zasnął.
              Przez chwilę chciałam go z siebie zrzucić, ale rozmyśliłam się. Uśmiechnęłam się czule i delikatnie pogłaskałam go po włosach. Yoo wyglądał teraz tak uroczo i niewinnie... Ciągle głaszcząc go po głowie, wróciłam do oglądania. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo byłam zmęczona. Powoli oczy same mi się zamykały, bajka coraz mniej mnie interesowała. Sama nie wiem, kiedy, ale także zasnęłam, tując do siebie głowę Kihyuna.

~~*~~

              Tego dnia byłam bardzo zdenerwowana. Dzisiaj był ten dzień. Dzisiaj odbędzie się nasze przedstawienie. Dzisiaj ja i Kihyun znów staniemy się wrogami.
  To ostatnie przerażało mnie najbardziej. Nie wiem, jakim cudem, ale naprawdę polubiłam tego chłopaka i wizja utracenia jego przyjaźni była nie do zniesienia.  Stałam za kulisami i miętosząc w rękach sukienkę, słuchałam zbierającego się tłumu. Zapowiadało się na to, że wiele osób przyszło zobaczyć inscenizację bajki dla dzieci. Co ciekawe, wiele głosów na widowni wcale nie brzmiało na dziecięce.
              - Hej, wszystko gra? - usłyszałam za sobą znajomy głos.
              Odwróciłam się i ujrzałam Kihyuna. Ubrany był w luźną białą koszulę, przetarte spodnie i czarne kozaki, na ramionach miał pelerynę, a w ręce trzymał maskę bestii. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się pogodnie. Nie mogłam okazać słabości.
              - Tak.. Wszystko ok. Tylko mam lekką tremę.
             - Nie ty jedna. - uśmiechnął się Yoo i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
              - Niedługo zaczynamy... - powiedziałam cicho, pierwsza odwracając wzrok. Chłopak westchnął i potaknął.
              - Powodzenia, Noona. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
              - Powodzenia, Kihyun. - odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
              Ustawiliśmy się na swoich miejscach i po chwili się zaczęło. Semi wyszła na scenę i zaczęła czytać historię. Potem przyszła moja kolej. Wkroczyłam na parkiet lekko podskakując i zaczęłam śpiewać pierwszą piosenkę. Była ona o tym, jak bardzo nie chcę żyć w tym nudnym mieście, że czuję, że tutaj nie pasuje i chcę przeżyć przygody, o których tylko czytałam. Gdy skończyłam, rozległy się gromkie oklaski, a ja z sercem w gardle zeszłam ze sceny. Za kulisami wpadłam na Kihyuna.
              - Świetnie ci poszło. – szepnął i uśmiechnął się do mnie.
              - Dzięki. - odwzajemniłam uśmiech i dodałam. - Teraz twoja kolej. Powodzenia, bestio.
              - Dzięki, chomiku. - Yoo mrugnął do mnie i uśmiechnął się zadziornie.
              - Yah! Nie jestem chomikiem! - oburzyłam się, wydymając policzki.
              Chłopak tylko się zaśmiał i podszedł pod sam brzeg kotary. Założył maskę i czekał na swoją kolej. Gdy wszedł na scenę, oglądałam jego występ z zapartym tchem. Kihyun był naprawdę dobrym aktorem. I do tego takim przystojnym... Nawet w masce potwora.
            Przez dobrą godzinę graliśmy dalej. Sceny zmieniały się, co chwila musiałam stawać przed publiką, dość często też schodziłam jej z oczu. Śpiewałam, mówiłam, udawałam, ze płaczę, śmiałam się. Aktorzy odgrywali swoje role starannie, z dokładnością, nikt nie zapomniał swojej kwestii.
              Ale moja cała uwaga skupiona była na mojej roli i na Kihyunie. Po prostu nie mogłam oderwać od niego oczu. Gdy grał, wydawał się niemal idealny. Dlaczego przez te wszystkie lata tego nie zauważyłam?
              W końcu doszliśmy do ostatniej sceny. Odmienienie księcia. Oświetleni różowymi reflektorami, wyznaliśmy sobie miłość. Cała drżąc, stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam nos maski. Kihyun zdjął ją z siebie, odrzucił w bok i pokazał się publice. I tak oto Bestia stała się księciem.
            Skończyło się. Kurtyna opadła. Rozległy się oklaski i wiwaty. Wszyscy aktorzy wyszli na scenę, złapali się za ręce i pokłonili się. Ja trzymałam za rękę Kihyuna i Changkyuna. Patrzyłam na publikę zamglonym wzrokiem.
  Skończyło się.

~~*~~

              Dzieci rozeszły się, impreza dobiegła końca. Wszyscy poprzebierali się i zaczęli sprzątać to, co było do posprzątania. Cały czas szukałam wzrokiem Kihyuna. Chłopak pomagał nosić składane krzesełka do kantorku. On też łowił moje spojrzenia. Gdy w końcu uporano się z robotą, ludzie rozeszli się po domach. Zostaliśmy tylko ja i Kihyun. Powoli podeszłam do niego, serce biło mi jak szalone, miałam wrażenie, że się popłaczę. Yoo z ponurą miną spojrzał mi w oczy. Westchnął i wziął do ręki kosmyk moich włosów. Bawił się nim przez chwile, po czym nie puszczając ich, odezwał się.
              - A więc... To koniec. Przedstawienie się skończyło. Pakt o nieagresji wygasł.
             Pokiwałam smutno głową. Kihyun ponownie westchnął, spuścił wzrok i pozwolił moim włosom swobodnie opaść na moje ramię.
              - Kihyun, ja... - zaczęłam nieśmiało. - Czy to naprawdę musi się skończyć?
              Chłopak uniósł głowę, zobaczyłam, że jego oczy nienaturalnie się błyszczą, są mokre.
              - Ja... Nie chcę, żeby to się skończyło... Nie chcę... wracać do tej nienawiści... Już nawet nie wiem, czemu my przez te wszystkie lata... Przez jedną głupią sprzeczkę w piaskownicy... Nie chcę cię stracić po tym, jak cię odzyskałam.
              Kihyun milczał, patrzył tylko w moje oczy i pozwolił mi mówić.
              - Ja... Ja cię lubię. - powiedziałam cicho, a gdy nie otrzymałam odpowiedzi, dodałam głośniej. - Kihyun, lubię cię. Bardzo cię lubię. Słyszysz? Lubię cię! - krzyknęłam, bliska płaczu.
  Gdy dalej słyszałam tylko ciężką ciszę, poczułam, jak po moim policzku spada pierwsza od bardzo długiego czasu łza.
              - Kocham cię... - szepnęłam.
            Znów nie uzyskałam odpowiedzi. A w każdym razie, nie takiej, jakiej się spodziewałam. Kihyun nagle znalazł się bardzo blisko mnie. Uniósł moją twarz do góry, pochylił się i delikatnie musnął moje usta. Potem pocałował mnie mocniej, jednak wciąż łagodnie. Objęłam jego szyję i zatopiłam ręce w jego włosach, odwzajemniłam pocałunek.
              - Czekałem, aż to powiesz. - wyszeptał mi w usta i obdarzył kolejnym pocałunkiem. - Ja też cię kocham, Noona.


~~*~~