- Że niby co?! O nienienie! Nie ma
mowy! Nie zrobię tego! - krzyknęłam, gwałtownie wstając z ławki.
Wychowawczyni, stojąca przy tablicy z
zapisanymi na niej nazwiskami, przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
- Han Yoora. - zwróciła się do mnie zmęczonym
głosem. - Proszę, uspokój się i usiądź. Decyzja już zapadła. Ty i Yoo Kihyun
zagracie główne role. Koniec kropka.
Ledwo zdążyła to powiedzieć, a już
chłopak siedzący w drugiej ławce przy ścianie też zerwał się z krzesła, złożył
ręce jak do modlitwy i wbił swój wzrok w młodą nauczycielkę.
- Błagam! Tylko nie z nią! - wskazał mnie
palcem. – Każdy, tylko nie ONA! Nie może to być... No nie wiem, choćby Semi?
Yewoon? Jisong? Chociażby Jooheon?! Ktokolwiek? - zawył błagalnym głosem.
- Ej! - oburzył się chłopak wymieniony przez
Yoo.
- Prooooszę! Za żadne skarby z nim nie będę
grać! Błaaagam! - także wbiłam swój wzrok w kobietę w beżowym żakiecie i
spódnicy pod kolor i zrobiłam minę zbitego psa.
Wychowawczyni tylko skrzyżowała ręce na piersi
i popatrzyła na nas zdegustowana, unosząc do góry jedną brew.
Dzisiaj na lekcji wychowawczej zdecydowaliśmy,
kto będzie grał w przedstawieniu. Jako że nasze liceum jest szkołą teatralną,
dyrekcja postanowiła zorganizować imprezę dla dzieci z pobliskiej podstawówki z
okazji powoli zbliżających się wakacji.
Mieliśmy odegrać sztukę "Piękna i Bestia", czyli bajkę mojego
dzieciństwa.
- To może chociaż zamiast Belli zagram... No
na przykład drzewo? Tak, drzewo będzie wspaniałą rolą. Dobrze? - dalej
próbowałam uratować moją godność.
Nauczycielka dalej tylko patrzyła. W klasie
panowała cisza, chociaż wiedziałam, że kilka osób ledwo powstrzymuje się od
śmiechu.
- Cóż to by było za szkaradne drzewo... -
Kihyun nie mógł się powstrzymać od złośliwego komentarza.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale nie
zniżyłam się do jego poziomu, nie odpowiedziałam mu. Chłopak oparł się o ławkę
i bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Wróciłam do przekonywania Pani Kim.
- To może zamiast minie, to jemu Pani zmieni
rolę? - wskazałam Kihyuna. – Byłby idealnym myśliwym Gastonem. Pusty, arogancki
prostak. No i w dodatku na końcu ginie. - uśmiechnęłam się promiennie na samą
myśl o znienawidzonym chłopaku spadającym w przepaść i roztrzaskującym się o
ostre skały.
Yoo tylko prychnął i skrzyżował ręce. Dalej
żadne z naszej dwójki nie usiadło, chociaż dostaliśmy to polecenie dobre pięć
minut temu.
Nasza wychowawczyni dalej tylko na nas
patrzyła i cierpliwie czekała, aż się uciszymy. Niestety, żadne z nas nie miało
zamiaru odpuszczać.
- Yoora w roli księżniczki się nie sprawdzi. -
oznajmił poważnie Kihyun. – Bella była piękna. A ta tutaj nawet po tysiącach
operacji plastycznych i z toną makijażu na twarzy nawet pod ładną nie
podejdzie.
Prychnęłam zirytowana i odwróciłam się w jego
stronę, kładąc dłonie na biodrach.
- Ty za to w ogóle nie musisz się
przygotowywać do roli bestii. Jesteś tak odrażający, że do stania się potworem
tylko włosów na całym ciele ci brakuje, ty tępy łysolu. - syknęłam.
Chłopak momentalnie przybrał wściekły wyraz
twarzy i omijając dzielącą nas ławkę podszedł do mnie. Zatrzymał się kilka
centymetrów przede mną, złapał mnie za mój luźny czarny T-shirt i lekko uniósł
do góry. Nie wystraszyłam się, nie cofnęłam. Nie byłam jak większość dziewczyn,
nie bałam się konfrontacji z większym i silniejszym od siebie chłopakiem.
- Ty mały, wredny chomiku...
- YAH! - krzyknęłam wściekła – Jak ty śmiesz
się tak do mnie odzywać?! Jestem od ciebie starsza, dzieciaku!
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem,
toczyliśmy niemą wojnę. Widziałam, jak Kihyun drży ze złości, wiedziałam, że
rozzłościłam go nie na żarty i ma ochotę mi teraz zrobić krzywdę. Nie ruszyło mnie to. Mówiłam
już, nie boję się konfrontacji z chłopakiem. Poza tym, ja już raz z nim się biłam.
- Co? Chcesz mi przyłożyć? - syknęłam
wyzywająco. – Śmiało, nie krępuj się. Przecież nawet nie uważasz mnie za
dziewczynę, nic się nie stanie jak mnie uderzysz. Czemu nic nie robisz? Ojej...
Boisz się, że skończy się to tak, jak ostatnio...? - uśmiechnęłam się
szyderczo.
Oczy Kihyuna zwęziły się i błyskawicznie
uniósł wolną rękę, by minie uderzyć.
- DOŚĆ! - krzyknęła nagle nauczycielka.
Zamarliśmy w bezruchy, on z uniesioną pięścią,
ja z wyzywającym spojrzeniem i szyderczym uśmiechem na ustach.
- Nic nie zmieniamy, role zostają takie, jakie
są i jeśli komuś to nie pasuje, to ma zagwarantowane niezaliczenie drugiego
semestru z języka koreańskiego i zobaczy się jeszcze raz z nauczycielem wiedzy
o kulturze. Słyszałam, że już macie go dość. Cóż, jeśli chcecie, to możecie
powtarzać trzecią klasę, mi to nie przeszkadza. - spojrzała po twarzach uczniów
i kontynuowała. – A teraz proszę pana Yoo o odstawienie panny Han i o powrót do
swojej ławki.
Wściekły Kihyun puścił mnie, ale nie ruszył
się z miejsca.
- WYKONAĆ! - wydarła się Pani Kim i chłopak od
razu wrócił na swoje miejsce. Ja także usiadłam na krzesło i mamrocząc pod
nosem, wbiłam ponury wzrok w mój czarny piórnik.
Wychowawczyni wzięła kilka głębokich oddechów
i podjęła kolejny temat, mówiąc tak, jakby ta cała sytuacja nigdy nie miała
miejsca.
- No, a teraz zajmiemy się sprawą
usprawiedliwień...
~~*~~
Siedziałam na ławce w sali gimnastycznej i
studiowałam tekst scenariusza. Byłam zawiedziona, ponieważ nikt tutaj nie
zginął, a historia straciła wiele ciekawych wątków. "Przecież to dla
dzieci, nie może tutaj nikt zginąć, nie ważne jak wielką jest szują" – tak
nam to wytłumaczyły nauczycielki zajmujące się przedstawieniem. Mimo to,
cieszyłam się z danej mi roli. Bella była moją ulubioną Disney'ową księżniczką,
od zawsze darzyłam ją sympatią. Martwiła mnie tylko jedna rzecz... A mianowicie
nasza wspaniała Bestia... A raczej "aktor", który miał ją grać.
Pamiętam jak zaczęła moja odwzajemniona
nienawiść do Kihyuna, jakby to było wczoraj...
To się zaczęło w drugiej klasie podstawówki.
Tego dnia byliśmy z klasą na placu zabaw. Wtedy pierwszy raz z nim rozmawiałam.
Siedział sam w piaskownicy i budował zamki z piasku. Widywałam go kilka razy w
szkole, ale nigdy nie zagadywałam. Jednak tego dnia odważyłam się. Podeszłam do
niego, przywitałam się i zaczęliśmy się razem bawić. Razem budowaliśmy zamek. W
pewnym momencie przez przypadek rzuciłam w niego piaskiem, dostał w oko.
Niezadowolony mały Kihyun zaczął strzepywać z siebie piasek, a mała ja zaczęłam
się z niego śmiać, bo to zabawnie wyglądało. On się zdenerwował i w odwecie
rzucił we mnie garścią piasku, celowo. Wtedy ja się zdenerwowałam i zaczęliśmy
w siebie nawzajem ciskać piachem. Potem przerodziło się to w walkę na pięści.
Najpierw on pociągnął mnie za włosy, ja go wtedy kopnęłam, od mnie uderzył, ja
go ugryzłam i tak to się potoczyło. Potem obydwoje zostaliśmy rozdzieleni i
zabrani do domów przez wezwanych przez nauczycielki rodziców.
Tego dnia zdobyłam:
- moją pierwszą naganę;
- siniaki i otarcia na prawie całych nogach
(które podczas walki miałam odsłonięte, bo miałam na sobie sukienkę, w którą
rano rodzice wcisnęli mnie na siłę) i na rękach, ślad po ugryzieniu na stopie,
spuchnięty policzek i kilka wyrwanych włosów;
- znienawidzoną sukienkę nadającą się tylko do
wyrzucenia (Yes!);
- nowego największego wroga.
Potem za każdym razem, jak się widywaliśmy,
posyłaliśmy sobie mordercze spojrzenia i nieme groźby. Szczerze mówiąc, to
obydwoje mieliśmy się czego bać. Ja nie wyszłam z tamtej walki cało, ale on też
nie mógł powiedzieć, że nie odniósł żadnych obrażeń. Można powiedzieć, że wtedy
byliśmy sobie równi. Przez całą podstawówkę nie odezwaliśmy się do siebie ani
słowem.
A potem przyszło gimnazjum i trafiliśmy do tej
samej klasy. I tam zaczęły się kłótnie, sprzeczki, głupie kawały i wyzywanie.
Niestety, to trwa do teraz, bo na nasze nieszczęście, jesteśmy w tej samej
klasie także w liceum. Ale i tak nasze relacje były najlepsze tuż po naszej bitwie.
Ech... To były wspaniałe, szczenięce lata...
- Yoora! Zaczynamy próbę! - z moich wspomnień
wyrwał mnie głos mojego najlepszego przyjaciela, Changkyuna.
Lim Changkyun jest starszy ode mnie o trzy
miesiące, wyższy o trzynaście centymetrów i mądrzejszy o ocenę wyżej ze
wszystkich przedmiotów, oprócz w-f (skubany, zawsze ma średnią powyżej 5, a ja
ledwo 3...). Zawsze mnie pilnuje, narzeka, że się nie uczę i gotuje za mnie
obiady, bo ja nawet wodę na herbatę przypalam. Od zawsze był ze mną w klasie,
nawet w przedszkolu byliśmy w jednej grupie. Jesteśmy prawie nierozłączni.
Paradoksalnie, to także przyjaciel Kihyuna. Może nie jest z nim tak blisko, jak
ze mną, no ale jednak...
Changkyun także gra w tym przedstawieniu.
Dostał rolę drugiej najfajniejszej postaci z bajki – Płomyka. Nr 1 to
oczywiście Pani Imbryk.
Wszyscy z kartkami w rękach ustawiliśmy się w
wyznaczonych miejscach, niestety, moje było obok Kihyuna. Po chwili uciszania
nas, próba się zaczęła. Jako pierwsza mówiła Semi, przewodnicząca naszej klasy,
aktualnie narratorka. Zaczęła opowiadać, jak to wszystko się zaczęło, dlaczego
książę został zmieniony w bestię i o co chodzi z klątwą. Potem na scenę miałam
wejść ja i Jooheon, grający mojego tatę. Potem akcja z myśliwym Gastonem i pora
na Bestię.
Z nienawiścią w oczach przyglądałam się
Kihyunowi, który recytował niektóre kwestie z pamięci. Dopiero tydzień temu
dostaliśmy role, to była nasza trzecia próba, a on już zdążył się czegoś
nauczyć?! Zdeterminowana wgapiłam się w kartkę z tekstem i skupiłam całą swoją
uwagę na tym głupim pierwszym monologu, który za wszelką cenę chciałam
powiedzieć z pamięci. Czytałam te sześć zdań w kółko, tylko one się teraz
liczyły. Ten fragment tekstu całkowicie mnie pochłonął, sprawił, że otoczenie
przestało dla mnie istnieć.
~~*~~
Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Yoorę, gdy
nauczycielka wywołała jej imię. Teraz ona miała wejść na scenę. Dziewczyna,
zamiast wykonać polecenie, stała pochylona nad kartką i w skupieniu czytała
tekst. Changkyun, jako jej najlepszy przyjaciel i ktoś w rodzaju starszego
brata, podszedł do niej i zagadał.
- Yoora?
Nic. Zero reakcji.
Chłopak zmarszczył brwi i próbował dalej.
-
Yoora? Halo? - dźgnął palcem jej ramię.
Dalej nic.
Zirytowany nadął policzki i zaczął nią
potrząsać.
- Yoooora? Haaaalo? Yoooora?!
Gdy i to nie dało efektu, Changkyun puścił dziewczynę, westchnął, zrezygnowany
pokręcił głową i powiedział cicho:
- Noona, naleśniki.
Dziewczyna błyskawicznie uniosła głowę i
zrobiła wielkie oczy.
- CO?! GDZIE?! MOJE! - krzyknęła rozbudzona i
zaczęła rozglądać się w około w poszukiwaniu
przysmaku. Gdy po kilku sekundach stwierdziła rozczarowana, że z
pysznego obiadu nici, dotarło do niej, że cała klasa, wraz z trzema
nauczycielkami, przygląda się jej wyczekująco. Yoora spojrzała wystraszona na
przyjaciela, który znudzony popatrzył w jej oczy, oznajmiając, że zrobiła z
siebie idiotkę. Koreanka zarumieniła się i w ramach przeprosin, zawstydzona
pokłoniła się nauczycielkom.
Idąc na środek sceny, czuła na sobie szydzące
spojrzenie Kihyuna. Ukradkiem spojrzała na jego twarz. Chłopak uśmiechnął się złośliwie i z nieskrywanym
tryumfem w oczach, bez pomocy żadnych słów, oznajmił jej, że tą bitwę
definitywnie przegrała.
~~*~~
Już od miesiąca chodziliśmy na przygotowania
do przedstawienia. Po tamtej nieudanej próbie przegonienia Kihyuna,
postanowiłam więcej nie popełnić tego błędu. Co prawda, świerzbiło mnie, by
jakoś się na nim odegrać (chociaż to nie on wtedy zaczął, ale czerpał z tego
satysfakcję, więc był winny), ale z trudem powstrzymałam się. Musiałam się
skupić na sztuce. Miałam dużo tekstu do nauki, a pozostałe mi dwa miesiące to
wbrew pozorom bardzo mało czasu.
Szczególnie, gdy ma się taką wspaniałą pamięć,
jak ja.
Znaczy, ja mam doskonałą pamięć. Pamiętam
wiele zdarzeń z przedszkola, na przykład, jak pewien chłopak mnie uszczypnął, a
ja go za to ugryzłam (sześć razy), pamiętam jak ja i Kihyun staliśmy się
największymi wrogami (opisywałam to już), pamiętam jak jakaś dziewczyna w
drugiej klasie gimnazjum mnie obgadywała, za co wylądowała z głową w wiadrze
sprzątaczki (nadal nie jestem pewna, jak to zrobiłam), pamiętam też jak jakiś
chłopak próbował dotknąć mojego tyłka, za co oberwał pięścią w twarz (przez
trzy tygodnie chodził z przydługą grzywką, zasłaniającą mu podbite oko). O tak,
jestem pamiętliwa... Ale o zadaniu domowym z matematyki nie pamiętam nigdy.
Dziwne, prawda?
Wracając, przez ten miesiąc, pomimo tego, że
coraz częściej się z Kihyunem widywaliśmy, to między nami nie doszło do żadnej
poważniejszej kłótni, a i te mało znaczące pojawiały się rzadziej. Nie powiem,
że zamierzam przestać się z nim spierać, ale taki układ rzeczy bardzo mi
odpowiada, szczególnie, że nie mam zamiaru powtarzać klasy. Pani Kim
oświadczyła nam, że oblejemy drugi semestr nie tylko jeśli nie będziemy grać w
przedstawieniu, ale też jeśli nie przyłożymy się do niego. Stwierdziła, że w
ten sposób zmotywuje nas do cięższej pracy. Cóż... Nie myliła się.
Właśnie skończyliśmy próbę, wkładałam książki
do szafki i zbierałam się do domu, gdy podszedł do mnie Kihyun. Chłopak jak zwykle ubrany był w bluzę
z kapturem, dzisiaj akurat szarą, i jeansy, do tego miał ciemne trampki na
nogach. Ciemna grzywka swobodnie opadała na jego błyszczące oczy, dając mu
wygląd typowego badboy'a. Był przystojny. Cholernie przystojny. Szkoda, że go
nienawidzę.
Yoo zatrzymał się przede mną i bez słowa
wyciągnął do mnie rękę. Popatrzyłam na niego zdziwiona, potem przeniosłam wzrok
na wyciągniętą w moją stronę dłoń i znów wróciłam na jego twarz.
- I co niby mam z tym zrobić? - spytałam,
wskazując jego kończynę i gapiłam się na niego, jak na idiotę. - Uścisnąć?
Gdy chłopak potaknął ruchem głowy, jeszcze
bardziej się zdziwiłam.
- Serio? Mam uścisnąć twoją dłoń? -
dopytywałam się z miną identyczną jak mina Jaejoonga w tym słynnym gifie
„WTF?”, ciągle trwając w tej samej pozycji.
Znów kiwnięcie głową, tym razem mniej
cierpliwe.
-
Chyba coś cię boli, chłopczyku! - krzyknęłam i odsunęłam się dwa kroki do tyłu,
niemalże wchodząc na szafki. Nie miałam już drogi ucieczki.
- Słuchaj, nie będę się powtarzał, więc mnie
słuchaj uważnie! - zirytował się Kihyun. - Nie mam zamiaru powtarzać klasy
tylko dlatego, że nie przez jakąś kretynkę nie nauczę się roli i zawalę występ.
Dlatego tylko do dnia tego cholernego przedstawienia, ani dnia dłużej, chcę
zawrzeć z tobą rozejm.
W chwili gdy to powiedział, moje brwi
powędrowały na sam czubek mojej głowy, a usta mimowolnie otworzyły się, przez
co na 100% wyglądałam jak idiotka. Niezrażony moją reakcją, chłopak
kontynuował.
- Zero kłótni, zero kawałów, zero bójek, zero
wyzywania. Tylko do dnia występu. - patrzył wyczekująco w moje oczy, dalej
wyciągając w moją stronę rękę. - Wiem, że tobie też zależy na skończeniu tej
klasy. - dodał, a ja poczułam, że chyba ma rację. CHYBA.
- Znaczy... Chcesz, żebyśmy unikali siebie
nawzajem jak ognia i nie rozmawiali ze sobą przez dwa miesiące...? - spojrzałam
na niego podejrzliwie.
Yoo westchnął, przymknął oczy i otwartą dłonią
uderzył się w czoło. Czy ja powiedziałam coś nie tak?
- Nie... Chcę, żebyśmy się nie kłócili i
tolerowali siebie nawzajem. - powiedział to bardzo powoli, jakbym była jakaś
niedorozwinięta umysłowo, czy coś...
- Czyli mamy ze sobą rozmawiać, jak koledzy?!
- spytałam zdezorientowana.
- Tak. - pokiwał głową Kihyun.
- Chyba cię...
- Nie, nic mnie nie boli, dziewczynko.
- Yah! Jestem starsza!
- Nie nazwę cię Nooną.
- To nie ma rozejmu! - krzyknęłam, nadęłam
policzki i odwróciłam się do niego tyłem.
- Yah, niski chomiku! - warknął zirytowany,
ale po chwili milczenia się przełamał. - Ech... Dobrze... Noona... Proszę,
zawrzyjmy rozejm. - wymamrotał niezadowolony.
- Przepraszam, nie dosłyszałam. - rzekłam
melodyjnie i uśmiechnęłam się pod nosem.
Chłopak zaklął, ale po chwili milczenia, z
wyraźnymi trudnościami, przez zaciśnięte zęby powiedział:
- Noona, zawrzyjmy rozejm.
- Nie słyszę~
- NOONA! Zawrzyjmy rozejm! - wrzasnął
zirytowany.
Obróciłam się na pięcie i szczerząc się
promiennie uścisnęłam dłoń Kihyuna, która pewnie musiała go już boleć, bo przez
całą naszą rozmowę, miał ją uniesioną.
- Dobrze, mój dongsaengu! Zgadzam się! - na
potwierdzenie moich słów potrząsnęłam jego ręką.
- A więc postanowione. - chłopak kiwnął głową
i spojrzał mi w oczy. - Do dnia wystawienia „Pięknej i Bestii” nie dokuczamy
sobie.
~~*~~
Już od kilku dni nie wypowiedziałam na głos
ani jednego złego słowa o Kihyunie, chociaż było ciężko. Changkyun, gdy tylko
dowiedział się o naszej umowie, aż zaczął skakać z radości i stwierdził, że to
pierwsza dobra decyzja podjęta przeze mnie od bardzo długiego czasu. Chwilę
później rozmasowywał guza rosnącego na czubku jego głowy. Właśnie mieliśmy
przerwę obiadową, razem z Changkyunem staliśmy na korytarzu pod szafkami i
rozmawialiśmy, gdy podszedł do nas Kihyun. Chłopcy na przywitanie poprzybijali
sobie piątki.
- Cześć chom... ekhem, Noona. - zwrócił się do
mnie Yoo, siląc się na cień uśmiechu.
- Cześć, idio... ekhem, Kihyun. - odparłam,
również się szczerząc, tylko że ja naprawdę się uśmiechałam.
- Ładną mamy dzisiaj pogodę, prawda? -
powiedział chłopak bez żadnych emocji. Jedyne dopuszczalne tematy do naszej
rozmowy to pogoda, szkoła i przedstawienie. Postanowiliśmy nie poruszać innych
zagadnień, bo moglibyśmy nie wytrzymać. Wcale nie jest tak łatwo pozbyć się
dawnych nawyków wyzywania innych, oj nie łatwo...
- Hmm? O, tak, tak. Śliczną. - potaknęłam bez
większego przekonania.
Między nami powstała niezręczna cisza. W końcu
Changkyun, który kochał ciszę i spokój, ale nie w takiej atmosferze, zaczął
rozmawiać z Kihyunem o jakimś filmie, który podobno obydwaj bardzo lubili.
Szczerze, to mnie to nie interesowało.
Przestałam więc ich słuchać i zaczęłam myśleć o sztuce. Martwiłam się o
kostiumy. Wprawdzie wiedziałam, że szkoła posiada zapełnioną garderobę, ale nie
byłam pewna, czy będą tam pasujące na mnie stroje. Cóż, nie ma co się
oszukiwać, jestem niska. Niższa niż większość Azjatek. Ale w zamian, mam... większe walory niż większość Azjatek.
Nie myślcie, że jestem z tego powodu zadowolona. Uwierzcie, chętnie
zamieniłabym rozmiar stanika na mniejszy o
miseczkę, na 10 cm wzrostu...
Tak, moja sylwetka to duży (heh) problem. W
sklepach spokojnie znajduję ubrania, bo kupuję je zwykle na dziale męskim
(kocham te czarne T-shirty i bluzy z kapturem!), ale z kostiumem scenicznym
może być kłopot. Nie wiem, czy będzie mnie stać na suknię szytą na zamówienie.
- Noona, a wiesz, że niedługo będziemy mieć na
zajęciach teatralnych ćwiczenia fizyczne w parach? - dobiegł mnie głos Kihyuna.
- Mhm, tak, tak. Jasne... - pokiwałam głową.
Tak naprawdę nie słyszałam, co mówił, byłam pochłonięta myślami o cenach ubrań
szytych na zamówienie u jakiejś znudzonej życiem babci.
Chłopcy spojrzeli zdziwieni po sobie, ale nie
skomentowali tego.
- A wiesz, że będę musiał być z tobą w parze?
- ciągnął Yoo.
- Tak, jasne...
- I nie przeszkadza ci to?
- Jasne, jasne...
- Nie, ciemne.
- Co?
- Wiadro.
- Awrr! Jesteś okropny! - wydęłam policzki i
trzepnęłam śmiejącego się ze mnie
Kihyuna w ramię. Spojrzałam na Changkyuna. Też chichotał.
- Awrr! Ty też jesteś okropny! - krzyknęłam na
niego i także potraktowałam go uderzeniem, tym razem w brzuch.
- Ale z ciebie waleczny chomik. - skomentował
rozbawiony Yoo i uśmiechnął się złośliwie.
- Yah! Nie jestem chomikiem! I jestem od
ciebie starsza! - skarciłam go zirytowana i znów wydęłam policzki.
- No to jesteś Noona-chomik. - skwitował
Kihyun.
- Nie jestem chomikiem!
- Ja myślę... - wtrącił się Changkyun. - ...że
bardzo go przypominasz. Szczególnie, gdy robisz tak. - zademonstrował, jak
podobno wyglądam, gdy się denerwuję. Czyli wydął policzki.
- Yah! Wcale nie wyglądam jak chomik!
- Noona-chomik~!
- No chodź tutaj chomiczku~ O jaki uroczy
chomiczek~
- Yah! Jesteście okropni! Nie gadam z wami! -
krzyknęłam zdenerwowana, wydęłam policzki, odwróciłam się i sobie poszłam.
~~*~~
- Chodź. - polecił mi Kihyun.
Byliśmy na sali gimnastycznej, tak, jak mi Yoo
niedawno mówił, mieliśmy na zajęciach teatralnych ćwiczenia fizyczne. W parach.
I tak jak mówił, musiałam być w parze z nim. I nie, nie odpowiadało mi to
wcale.
Naburmuszona podeszłam do chłopaka i stanęłam
przed nim, łypiąc na niego spode łba. Chłopak miał na sobie biały podkoszulek i
szare dresy, a mimo to wyglądał nieziemsko, skubaniec jeden. Gdyby nie był moim
wrogiem, poczułabym się przy nim nieładna. Ale ja uważam się za niezwykle
ładną. Pomimo niskiego wzrostu i jak dla mnie zbyt rozwiniętego biustu, byłam
uważana za atrakcyjną. Nawet teraz, w za dużym czarnym T-shircie z wielką
czaszką z przodu, zwykłych czarnych dresach, bez makijażu i w długich włosach
związanych w luźną kitkę wyglądałam dobrze.
- O co chodzi? - spytałam ponuro.
- Stań tutaj. - chłopak wskazał miejsce metr
przed nim. Nie chciało mi się z nim spierać, więc zrobiłam to, o co poprosił.
- A teraz odwróć się do mnie tyłem. - zażądał.
Spojrzałam na niego jak na idiotę (którym
według mnie był) i prosto z mostu oznajmiłam:
- Chyba coś cię boli, chłopczyku! Nie będę się
tyłem do ciebie odwracać, zboczeńcu!
Kihyun przymknął oczy, wziął głęboki oddech i
po chwili, najspokojniej jak potrafił, powiedział:
- Nie jestem zboczeńcem. Po prostu mamy
wykonać ćwiczenie zadane przez nauczyciela.
- Nauczyciel kazał nam odwrócić się tyłem do
partnera? - spytałam sarkastycznie.
- Ćwiczenie z zaufania, słyszałaś o czymś
takim? - zirytował się chłopak. - Jedna osoba staje tyłem i upada, a druga
osoba ją łapie.
- Wiem na czym to polega! - prychnęłam i
wydęłam policzki.
- No to zrób to.
- Nie ufam ci.
- Yah?!
- No co? Taka prawda. - wzruszyłam ramionami.
- Nie zrobię tego z tobą.
- Mamy przecież układ! - zdenerwował się Yoo.
- Właśnie. Mamy układ. - pokiwałam głową. -
Jak miałeś się do mnie zwracać...?
Chłopak ponownie przymknął oczy i wziął kilka
głębokich oddechów. To chyba jego sposób na opanowanie się. Ciekawa metoda, no
ciekawa...
- Noona... - zaczął spokojnie. - Proszę,
zróbmy to ćwiczenie.
- Dobra... - poddałam się, bo nie chciałam
podkładać się nauczycielom, zwłaszcza, że nasza wychowawczyni była obecna na
sali i właśnie nam się przyglądała. Oj, ona nie zapomni mnie już do końca
życia...
Okazało się, że ćwiczenie na zaufanie z
Kihyunem wcale nie było takie złe. Ani
razu mnie nie upuścił, chociaż wiedziałam, że ma taką ochotę. Mi tylko za
pierwszym razem nie udało się go złapać, ale to tylko dlatego, że nie byłam
przygotowana na jego ciężar. Nie dość, że on wylądował na ziemi, ta ja razem z
nim! I on leżał na mnie! Na szczęście obydwoje szybko się pozbieraliśmy i
szybko skończyliśmy ćwiczenie.
- Co teraz? - spytałam Kihyuna. To on był od
spraw organizacyjnych, więc powinien wiedzieć.
- Um... Nie wiem. - odparł chłopak i wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to nie wiesz?
- No nie wiem.
- Tak po prostu nie wiesz?
- Tak. Tak po prostu.
- Hmm... - zamyśliłam się chwilę po czym z
tryumfalnym uśmiechem oznajmiłam. - Wiem!
- Co? - zaciekawił się chłopak.
- Chcesz się pobawić? - spytałam beztrosko.
Chyba chłopak źle to odebrał, bo zauważyłam lekki rumieniec na jego twarzy.
- Pobawić...? - powtórzył, a gdy ja
potaknęłam, uśmiechnął się dziwnie. - Czemu nie... - powiedział i wlepił wzrok
w moją klatkę piersiową.
- Super! No to w ganianego! - podskoczyłam
wesoło. - Ale gramy na takich zasadach,
że liczy się tylko dotknięcie gołej skóry.
Gdy
tylko Yoo to usłyszał, przymknął na chwilę oczy i z błogim uśmiechem powtarzał
za mną bezsensownie.
-
Gołej skóry...?
- Tak, jak dotkniesz ubrania, to się nie
liczy. - pokiwałam energicznie głową, nie rozumiejąc, czemu Kihyun tak dziwnie
reaguje na moje wypowiedzi.
Złapałam go za ramie, krzyknęłam „Gonisz!” i
już biegłam w przeciwną stronę. Chłopak, jako że aktualnie miał kosmate myśli,
dopiero po kilku sekundach oprzytomniał i zanim dotarł do niego sens moich
słów, nauczyciel zadał kolejne ćwiczenie.
~~*~~
Tego
dnia bezpieczniej było się do mnie nie zbliżać. Miałam okropny humor. Changkyun
się rozchorował i przez najbliższe półtora tygodnia nie mógł wychodzić z domu.
Ja, niestety, nie mogłam go odwiedzić, bo chociaż sama z siebie się nie
rozchoruję, to bardzo szybko się zarażam od innych. Dlatego gdy tylko usłyszę
jakieś kichnięcie w klasie, siadam jak najdalej od chorej osoby i w domu łykam
wszystkie witaminy na poprawę odporności. Z moim dziwnym zdrowiem nie mogę się
pakować prosto do domu przeziębionej osoby. Nawet, jeśli to jest starszy brat.
Tego dnia stwierdziłam też, że Kihyun chyba
nie ma instynktu samozachowawczego. Pomimo otaczającej mnie aury złości i
wypisanego ostrzeżenia w oczach, on do mnie podszedł. Ba! Nawet śmiał do mnie
zagadać!
- A co ty taka ponura? - spytał beztrosko.
Spiorunowałam go spojrzeniem i ledwo się
powstrzymałam od wykopania go na drugi koniec korytarza. Opanowałam się jednak
i podkulając nogi, ledwo słyszalnie wymamrotałam:
- Changkyun oppa jest chory.
Kihyun spojrzał na mnie zdziwiony i przyłożył
mi rękę do czoła. Gapiłam się przez chwilę na niego jak na idiotę i spytałam
zdegustowana:
- Co ty robisz?
- Sprawdzam, czy nie jesteś przypadkiem chora.
- odparł śmiertelnie poważnie.
- Um... Ok...? A czemu...?
- Bo nazwałaś kogoś „oppa”.
- Jesteś okropny! - oburzyłam się i trzepnęłam
go w ramię.
Ku mojemu zdziwieniu, chłopak się roześmiał.
Szczerze się roześmiał. Jego rozbawione oczy ułożyły się w cieniutką kreskę, a
białe zęby błysnęły wesoło.
„Ma taki uroczy eyesmile... Zaraz! Czemu ja o
tym myślę?! Przecież jesteśmy wrogami! WROGAMI! Yoora, od podstawówki go
nienawidzisz!” - napomniałam się w duchu.
- Chodź. - zwrócił się do mnie Kihyun.
- Hę? - spytałam niezbyt inteligentnie.
- No chodź. - chłopak wyciągnął do mnie ręce.
- Wstawaj. - zarządził.
Posłusznie chwyciłam jego dłonie i pozwoliłam
się podnieść do góry. Yoo przyjrzał mi się i po chwili milczenia oznajmił z
miną znawcy:
- Noona, ależ z ciebie niski chomik. Ile ty masz
wzrostu? 135? - spytał rozbawiony.
- Wcale nie! - krzyknęłam oburzona i wydęłam
policzki. - Mam 147 cm!
-
A to przepraszam. Ale dalej jesteś niskim chomikiem, Noona. - znów się zaśmiał.
- Yah!
Nie jestem chomikiem! I nie jestem taka niska!
- Jesteś, jesteś. Już to przerabialiśmy. -
skwitował, po czym oberwał w ramię.
~~*~~
- Nie ma mowy! I tak się nie zgadzam! -
fuknęłam zdenerwowana, chowając swoje rzeczy z treningu do szafki. Kihyun tylko
prychnął i znów wlepił we mnie znużone spojrzenie.
Do wystawienia sztuki zostały trzy tygodnie. Był piątek, dzisiaj
mieliśmy zajęcia do późnego wieczora. Jako że Changkyun dalej był chory, a ja
do domu wracałam tylko z nim lub sama, Yoo stwierdził, że to on mnie
odprowadzi. Kiedy mocno temu zaprotestowałam, uświadomił mnie, że nie mam tu
nic do powiedzenia, bo on nie robi tego z troski o mnie. Po prostu jeśli coś mi
się stanie, to nie będą mieli głównej aktorki, przedstawienie będzie niewypałem
i wszyscy będą musieli powtarzać klasę. Jak miło, że nie myśli tylko o
sobie....
- Słuchaj, naprawdę nie chcę, żeby coś ci się stało. - chłopak
pozostawał nieugięty.
Stał oparty plecami o metalowe szafki ze skrzyżowanymi na torsie rękami
i wiercił mnie wzrokiem. Nie wiem, czemu, ale pod wpływem jego zdeterminowanego
spojrzenia moje samozaparcie malało, powoli się poddawałam. W końcu westchnęłam
zrezygnowana, wydęłam policzki i spuściłam wzrok.
- No dobra... Niech ci będzie... - wymamrotałam niezadowolona. - Ale to
tylko ten jeden raz pozwalam ci mnie odprowadzić gdziekolwiek! - dodałam
głośniej i odwróciłam się do niego, zamykając obklejone naklejkami czaszek i
logo metalowych grup drzwiczki szafki.
Chłopak tylko kiwnął głową i
poczekał, aż dopnę swoją bluzę i będę gotowa do drogi. Sprawdziłam tylko jeszcze
czy mam telefon i ruszyłam naburmuszona przed siebie, nie czekając na Kihyuna.
Yoo szybko wyrównał ze mną krok i teraz szliśmy obok siebie. Wyszliśmy ze
szkoły i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.
Na samą myśl o pustym domu zrobiłam się zmęczona, tak bardzo chciałabym
wziąć gorącą kąpiel, słuchając jednocześnie mojego ulubionego zespołu,
puszczonego na fulla z głośników mojego radyjka. Czy moi rodzice ni mieliby nic
przeciwko temu? Cóż, oczywiście, że mieliby, gdyby tylko ze mną mieszkali.
Wyprowadziłam się od nich, gdy tylko skończyłam osiemnaście lat. Ale to nie
tak, że od nich uciekłam, czy coś. Po prostu oni chcieli, żebym spróbowała
samodzielnego życia, a ja chciałam przeżyć jakąś przygodę. Cóż, do końca
samodzielna to ja nie jestem, to oni płacą moje rachunki, ale wyżywienie to już
sama sobie zapewniam - chodzę na obiady do Changkyuna.
Całą drogę milczeliśmy, ale to nie była nieprzyjemna cisza. Chyba po
prostu żadne z nas nie czuło potrzeby odezwania się. Po niedługim czasie
dotarliśmy do niewielkiego bloku.
- No... To ten... Dzięki, że mnie odprowadziłeś... Czy coś... -
wydukałam nieśmiało, sięgając do kieszeni po klucze.
- Nie ma sprawy... Noona-chomiku. - mruknął w odpowiedzi. - Ten no...
Dobranoc.
- Dzięki... - lekko skłoniłam głowę na znak, że nie chcę go już dzisiaj
widzieć i włożyłam rękę do drugiej kieszeni czarnej bluzy, nie znalawszy kluczy
w pierwszej.
- To do jutra. - rzucił na odchodne i zaczął się powoli oddalać.
- Ta, do jutra. - odparłam beznamiętnie, nerwowo sprawdzając kieszenie
spodni. Z niepokojem uświadomiłam sobie, że przeszukałam je wszystkie i dalej
nie znalazłam pożądanego przedmiotu.
- Kihyun! Czekaj! - krzyknęłam spanikowana, dotykając wszystkich
możliwych miejsc, gdzie mogłam schować te przeklęte klucze.
- O co chodzi? - mruknął chłopak, który po chwili znalazł się przy mnie.
- Zgubiłam klucze! - wypaliłam i spojrzałam na niego z miną zbitego psa.
- Że co?!
- Chyba zostawiłam je w szafce... - wychlipałam i pociągnęłam nosem.
Nie, nie płakałam. To katar.
Kihyun przymknął oczy, wstrzymał oddech i palnął się otwartą dłonią w
czoło. Bardzo powoli wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby i po dziesięciu
sekundach otworzył oczy, a minę miał taką, jakby chciał mnie zabić.
- Że... co? - spytał powoli, z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie.
- To nie moja wina! Gdybyś mnie nie zagadał, nie zostawiłabym ich! -
fuknęłam na niego i ze zdenerwowania wydęłam policzki.
Chłopak westchnął, pokręcił głową i spojrzał na mnie z politowaniem.
- Chodź, odprowadzę cię do Changkyuna. Przenocuje cię.
- On jest chory. - burknęłam, krzyżując ręce na biuście.
- To odprowadzę cię do jakiejś koleżanki, na pewno jakieś masz.
Między nami powstała chwila ciszy, a ja poczułam, że się rumienię.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ty... nie masz... koleżanek...? - spytał niedowierzająco.
Powoli pokręciłam głową, a on zrobił duże oczy.
- Serio?!
Przytaknęłam.
- Co z ciebie za chomik, który nie ma znajomych?! - krzyknął i złapał
się dwiema rękami za głowę.
- To nie moja wina... - wymamrotałam speszona. - One wszystkie są jakieś
takie... inne. Puste, różowe i głupie...
I zawsze patrzą z nienawiścią na moje... krągłości... - wydukałam, czerwieniąc
się.
Kihyun przez chwilę patrzył na mnie zaskoczony, rzucił okiem na mój
biust, znów wrócił na twarz i spłonął rumieńcem.
- Yah! Nie gap się tam! - krzyknęłam zestresowana, zakrywając moje
piersi rękami.
Chłopak się zmieszał, przeprosił skinieniem i znów powstała niezręczna
cisza.
- Kasy na hotel nie masz, co nie? - spytał z nadzieją w głosie, ale
szybko rozwiałam jego wątpliwości. - No to chyba nie ma innego wyjścia... -
odezwał się po dłuższej chwili, drapiąc się po karku. - Chyba będziesz musiała
przenocować u mnie...
Uniosłam szybko głowę i spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Chyba coś cię boli!
- Nie mnie, tylko ciebie, bo wiesz, że nie masz innej opcji.
- Nie!
- Chcesz spać na ulicy?
- Nie...
- No to musisz spać u mnie.
- Nie ma mowy!
- Yah!
- Nie!
- Dobra, idę.
- Co?
- Cześć.
- Nie, czekaj!
- Idziesz ze mną?
Spojrzałam na niego niepewnie i nieśmiało pokiwałam głową.
- Idę... - szepnęłam, spuszczając wzrok.
~~*~~
- D-dziękuję... - wydukałam, biorąc od Kihyuna dużą szarą koszulkę i
ręcznik.
- Nie ma za co. - mruknął w odpowiedzi. - Tam jest łazienka, jak chcesz,
to weź prysznic.
Chłopak wskazał odpowiednie drzwi. Skinęłam głową w ramach podziękowań i
podreptałam do wyżej wspomnianego pomieszczenia. Wślizgnęłam się do środka i
szybko zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie, upuściłam przedmioty od Yoo
i powoli osunęłam się na ziemię. Złapałam się za policzki, czując, jak mnie
pieką.
„To się nie dzieje... To nie może być prawda... Jak do tego doszło...?”
myślałam, siedząc na zimnych kafelkach. Wzięłam głęboki oddech, podniosłam się
z ziemi, zbierając przy okazji ręcznik i T-shirt i podeszłam do kabiny
prysznicowej. Zarzuciłam ręcznik na szklaną ściankę i zaczęłam się rozbierać.
Ubrania zostawiłam na pralce, ale zanim weszłam pod prysznic, przeprałam szybko
bieliznę, bo przecież w brudnej jutro chodzić nie będę. Zostawiłam ją do
wysuszenia na umywalce i weszłam do kabiny.
Ciepła woda spływająca po moim ciele koiła nerwy i sprawiała, że
zapominałam o dzisiejszym dniu. Rozmyślałam o Kihyunie. Nie wiem, kiedy, ale
jego towarzystwo przestało mi przeszkadzać. Ha! Nawet je polubiłam... Co
prawda, dalej mnie denerwował, ale nie było to takie... uciążliwe, jak
wcześniej. Zaczęłam się też zastanawiać, jak w ogóle doszło do tego, że talk
bardzo się nienawidziliśmy. Czy to naprawdę przez garstkę piasku? Naprawdę tak
nieistotna rzecz nas podzieliła?
Zakręciłam kurek i wytarłam się ręcznikiem. Wyszłam spod prysznica i
ubrałam koszulkę od Kihyuna. Tak jak się spodziewałam, była za duża. I dobrze.
Dotknęłam majtek suszących się na umywalce. Dalej były wilgotne.
„Kurczę no, przecież nie będę chodzić w mokrych gaciach, a bez nich też
paradować nie będę...”
Spojrzałam w lustro. Tuż koło jego ramy zauważyłam kontakt. Uśmiechnęłam
się do siebie. Wpadłam na pewien pomysł. Powoli otworzyłam drzwi łazienki i
wychyliłam z nich głowę.
- Kihyun~ - zawołałam słodziutkim głosem.
- Czego? - usłyszałam w odpowiedzi zmęczone stęknięcie chłopaka.
- Masz suszarkę do włosów? - spytałam, robiąc maślane oczka, gdy Yoo
znalazł się przy mnie.
- Po co ci? Suchą głowę będziesz suszyć? - prychnął sarkastycznie i
zdmuchnął grzywkę, która opadła mu na oczy.
- Pogięło cię? - spojrzałam na niego jak... tak, jak na idiotę. - Majtki
chcę wysuszyć. - odparłam, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę spod
przymrużonych oczu, nie poruszając się, nawet
nie mrugając, po prostu stał tam jak posąg.
- Co? - spytał w końcu niezbyt inteligentnie. Biedaczek, widać był już
bardzo zmęczony. Albo nie wyrabiał już ze mną psychicznie. A może obydwa
naraz...?
- Dasz mi tą suszarkę czy nie? - warknęłam podirytowana. Czułam się
bardzo niekomfortowo, stojąc przed mężczyzną w samej koszulce.
- Zaaaraz... - ziewnął i poszedł po urządzenie. Po chwili znów stał
przede mną i wręczył mi mój skarb.
- Dzięki! - uśmiechnęłam się słodziutko, posłałam mu całusa i zniknęłam
za drzwiami. Chłopak tylko mrugnął parę razy i poszedł przygotowywać dla mnie
kanapę.
Szybko podłączyłam urządzenie do prądu i zaczęłam suszyć bieliznę. Gdy
ta była już całkowicie sucha, ubrałam ją i spokojnie mogłam opuścić
łazienkę. Poszłam do salonu. Zastałam w
nim Kihyuna rozkładającego poduszki na rozłożonej kanapie. Przed kanapą stał
włączony telewizor, a w nim aktualnie leciały reklamy. Podeszłam do chłopaka i
oddałam mu suszarkę. Yoo polecił mi zostawić ubrania na podłodze przy
telewizorze i tak też zrobiłam. Potem rozsiadłam się na przygotowanym dla mnie
posłaniu, a Kihyun zajął łazienkę. Po trzech minutach wyszedł z niej, ubrany w
kraciaste spodnie dresowe i czarną podkoszulkę, która podkreślała jego
umięśnioną sylwetkę.
- Chcesz coś do picia? - spytał, stając w przejściu.
- Um.. Herbatę poproszę.
Chłopak poszedł do kuchni przygotować napoje, a ja rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Ot, zwykły salon z kanapą, stolikiem kawowym, telewizorem i
kilkoma zdjęciami na ścianie. Zaciekawiona podeszłam do nich. Na pierwszym
zdjęciu zobaczyłam małego Kihyuna bawiącego się w piaskownicy. Uśmiechnęłam się
pod nosem, widząc na nowo tą uroczą buźkę. Na kolejnych kilku zdjęciach był
znów właściciel mieszkania, stopniowo dorastający, każdemu z nich dokładnie się
przyjrzałam. To dziwne, patrzeć na jego młodsze wersje z innej perspektywy. W
czasach, gdy one były robione, pałałam do niego nienawiścią, teraz po prostu
traktowałam jak kumpla. Na ostatnim zdjęciu ujrzałam trójkę ludzi. Domyśliłam
się, że to musi być Kihyun z rodzicami. Ostrożnie wyciągnęłam rękę i dotknęłam
twarzy chłopaka. Wyglądał tu na takiego szczęśliwego, a mimo to poczułam dziwną
nostalgię.
- Trochę się zmieniłem, prawda? - usłyszałam
nagle głos za moimi plecami.
Podskoczyłam wystraszona i szybko się odwróciłam, a moim oczom ukazał
się Kihyun z dwoma kubkami w rękach.
- T-tak... - wydukałam niepewnie, po czym szybko zmieniłam temat. -
Dlaczego nie zobaczyłam jeszcze twoich rodziców? Nie ma ich w domu? A może mieszkasz
sam?
- Pojechali sobie na miesiąc na wyspę Jeju. Zrobili sobie taki prezent
na rocznicę ślubu. - Chłopak uśmiechnął się lekko i spuścił wzrok. Chyba nie
bardzo miał ochotę rozmawiać o swojej rodzinie, więc tylko pokiwałam głową na
znak, że rozumiem i przyjęłam od niego kubek, po czym razem udaliśmy się na
kanapę. Usiedliśmy koło siebie i w ciszy oglądaliśmy reklamy w telewizorze, co
jakiś czas popijając herbatę. Gdy skończyliśmy, Yoo wziął naczynia i poszedł
pozmywać, ja w tym czasie wyłożyłam się na posłaniu i czekałam na jego powrót.
Nagle w pokoju zrobiło się ciemno, pomieszczenie oświetlało tylko słabe
światło bijące od telewizora. Chwilę później obok mnie pojawił się Kihyun (to
on zgasił światło w salonie) i także położył się na kanapie. W tym momencie z telewizora
rozległ się charakterystyczny dźwięk oznajmiający koniec reklam. Zaskoczeni
spojrzeliśmy z Kihyunem po sobie, po czym z wyczekiwaniem wpatrywaliśmy się w
ekran. Ukazała się nam czołówka Disney'a i po wstępnej melodii wiedziałam już,
jakim filmem uraczy nas dzisiaj koreańska telewizja.
- Piękna i Bestia! - krzyknęłam uradowana. Mówiłam już, że kocham tą
bajkę.
Yoo prychnął, ziewnął i usiadł.
- To ja idę spać... - mruknął, ale zanim
zdążył wstać, złapałam go za nadgarstek.
- Ej! Ale ja chcę oglądać!
- No to oglądaj. Ja idę spać.
- Ale sama oglądać nie będę! Będziesz oglądać ze mną!
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Prooooszę. - zrobiłam słodkie oczka i wierciłam chłopaka spojrzeniem.
Nie wytrzymał i z głośnym westchnięciem wrócił do pozycji leżącej.
Oglądałam pełna ekscytacji, często się śmiałam i czasem podśpiewywałam
piosenki z bajki. Kihyun wcale się nie odzywał, leżał tylko i bez emocji
słuchał moich śmiechów. Ponieważ kanapa była niewielka, zmuszeni byliśmy do
leżenia blisko siebie. W pewnym momencie
poczułam ciężar na moim brzuchu. Zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę i moim
oczom ukazała cię głowa Kihyuna.
- Um... Kihyun? - spytałam niepewnie. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem.
Nie zareagował. Zasnął.
Przez chwilę chciałam go z siebie zrzucić, ale rozmyśliłam się.
Uśmiechnęłam się czule i delikatnie pogłaskałam go po włosach. Yoo wyglądał
teraz tak uroczo i niewinnie... Ciągle głaszcząc go po głowie, wróciłam do
oglądania. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo byłam zmęczona. Powoli oczy same
mi się zamykały, bajka coraz mniej mnie interesowała. Sama nie wiem, kiedy, ale
także zasnęłam, tując do siebie głowę Kihyuna.
~~*~~
Tego dnia byłam bardzo zdenerwowana. Dzisiaj był ten dzień. Dzisiaj
odbędzie się nasze przedstawienie. Dzisiaj ja i Kihyun znów staniemy się
wrogami.
To ostatnie przerażało mnie najbardziej. Nie
wiem, jakim cudem, ale naprawdę polubiłam tego chłopaka i wizja utracenia jego
przyjaźni była nie do zniesienia. Stałam
za kulisami i miętosząc w rękach sukienkę, słuchałam zbierającego się tłumu.
Zapowiadało się na to, że wiele osób przyszło zobaczyć inscenizację bajki dla
dzieci. Co ciekawe, wiele głosów na widowni wcale nie brzmiało na dziecięce.
- Hej, wszystko gra? - usłyszałam za sobą znajomy głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Kihyuna. Ubrany był w luźną białą koszulę,
przetarte spodnie i czarne kozaki, na ramionach miał pelerynę, a w ręce trzymał
maskę bestii. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się pogodnie. Nie mogłam
okazać słabości.
- Tak.. Wszystko ok. Tylko mam lekką tremę.
- Nie ty jedna. - uśmiechnął się Yoo i przez
chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Niedługo zaczynamy... - powiedziałam cicho, pierwsza odwracając wzrok.
Chłopak westchnął i potaknął.
- Powodzenia, Noona. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
- Powodzenia, Kihyun. - odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
Ustawiliśmy się na swoich miejscach i po chwili się zaczęło. Semi wyszła
na scenę i zaczęła czytać historię. Potem przyszła moja kolej. Wkroczyłam na
parkiet lekko podskakując i zaczęłam śpiewać pierwszą piosenkę. Była ona o tym,
jak bardzo nie chcę żyć w tym nudnym mieście, że czuję, że tutaj nie pasuje i
chcę przeżyć przygody, o których tylko czytałam. Gdy skończyłam, rozległy się
gromkie oklaski, a ja z sercem w gardle zeszłam ze sceny. Za kulisami wpadłam
na Kihyuna.
- Świetnie ci poszło. – szepnął i uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki. - odwzajemniłam uśmiech i dodałam. - Teraz twoja kolej.
Powodzenia, bestio.
- Dzięki, chomiku. - Yoo mrugnął do mnie i uśmiechnął się zadziornie.
- Yah! Nie jestem chomikiem! - oburzyłam się, wydymając policzki.
Chłopak tylko się zaśmiał i podszedł pod sam brzeg kotary. Założył maskę
i czekał na swoją kolej. Gdy wszedł na scenę, oglądałam jego występ z zapartym
tchem. Kihyun był naprawdę dobrym aktorem. I do tego takim przystojnym... Nawet
w masce potwora.
Przez dobrą godzinę graliśmy dalej.
Sceny zmieniały się, co chwila musiałam stawać przed publiką, dość często też
schodziłam jej z oczu. Śpiewałam, mówiłam, udawałam, ze płaczę, śmiałam się.
Aktorzy odgrywali swoje role starannie, z dokładnością, nikt nie zapomniał
swojej kwestii.
Ale moja cała uwaga skupiona była na mojej roli i na Kihyunie. Po prostu
nie mogłam oderwać od niego oczu. Gdy grał, wydawał się niemal idealny.
Dlaczego przez te wszystkie lata tego nie zauważyłam?
W końcu doszliśmy do ostatniej sceny. Odmienienie księcia. Oświetleni
różowymi reflektorami, wyznaliśmy sobie miłość. Cała drżąc, stanęłam na palcach
i delikatnie pocałowałam nos maski. Kihyun zdjął ją z siebie, odrzucił w bok i
pokazał się publice. I tak oto Bestia stała się księciem.
Skończyło się. Kurtyna opadła.
Rozległy się oklaski i wiwaty. Wszyscy aktorzy wyszli na scenę, złapali się za
ręce i pokłonili się. Ja trzymałam za rękę Kihyuna i Changkyuna. Patrzyłam na
publikę zamglonym wzrokiem.
Skończyło się.
~~*~~
Dzieci rozeszły się, impreza dobiegła końca. Wszyscy poprzebierali się i
zaczęli sprzątać to, co było do posprzątania. Cały czas szukałam wzrokiem
Kihyuna. Chłopak pomagał nosić składane krzesełka do kantorku. On też łowił
moje spojrzenia. Gdy w końcu uporano się z robotą, ludzie rozeszli się po
domach. Zostaliśmy tylko ja i Kihyun. Powoli podeszłam do niego, serce biło mi
jak szalone, miałam wrażenie, że się popłaczę. Yoo z ponurą miną spojrzał mi w
oczy. Westchnął i wziął do ręki kosmyk moich włosów. Bawił się nim przez
chwile, po czym nie puszczając ich, odezwał się.
- A więc... To koniec. Przedstawienie się skończyło. Pakt o nieagresji
wygasł.
Pokiwałam smutno głową. Kihyun ponownie
westchnął, spuścił wzrok i pozwolił moim włosom swobodnie opaść na moje ramię.
- Kihyun, ja... - zaczęłam nieśmiało. - Czy to naprawdę musi się
skończyć?
Chłopak uniósł głowę, zobaczyłam, że jego oczy nienaturalnie się
błyszczą, są mokre.
- Ja... Nie chcę, żeby to się skończyło... Nie chcę... wracać do tej
nienawiści... Już nawet nie wiem, czemu my przez te wszystkie lata... Przez
jedną głupią sprzeczkę w piaskownicy... Nie chcę cię stracić po tym, jak cię
odzyskałam.
Kihyun milczał, patrzył tylko w moje oczy i pozwolił mi mówić.
- Ja... Ja cię lubię. - powiedziałam cicho, a gdy nie otrzymałam
odpowiedzi, dodałam głośniej. - Kihyun, lubię cię. Bardzo cię lubię. Słyszysz?
Lubię cię! - krzyknęłam, bliska płaczu.
Gdy dalej słyszałam tylko ciężką ciszę,
poczułam, jak po moim policzku spada pierwsza od bardzo długiego czasu łza.
- Kocham cię... - szepnęłam.
Znów nie uzyskałam odpowiedzi. A w
każdym razie, nie takiej, jakiej się spodziewałam. Kihyun nagle znalazł się
bardzo blisko mnie. Uniósł moją twarz do góry, pochylił się i delikatnie musnął
moje usta. Potem pocałował mnie mocniej, jednak wciąż łagodnie. Objęłam jego
szyję i zatopiłam ręce w jego włosach, odwzajemniłam pocałunek.
- Czekałem, aż to powiesz. - wyszeptał mi w usta i obdarzył kolejnym
pocałunkiem. - Ja też cię kocham, Noona.
~~*~~